Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krowy po blisko miesięcznej wędrówce są już z właścicielem

Adam Lewandowski
Marcel, syn właścicieli gospodarstwa w Gościeradzu, wie, które krowy uciekły. - To te chude - mówi. - Bo jadły nie to, co trzeba. Dały się złapać na trawę, bo w sadzie rośnie trawa ładniejsza niż w lesie.
Marcel, syn właścicieli gospodarstwa w Gościeradzu, wie, które krowy uciekły. - To te chude - mówi. - Bo jadły nie to, co trzeba. Dały się złapać na trawę, bo w sadzie rośnie trawa ładniejsza niż w lesie. Adam Lewandowski
Wydostały się z obory 29 maja. Wielka ucieczka trwała miesiąc - bez jednego dnia...

- W poniedziałek syn pojechał do swojego sadu pryskać drzewka - opowiada pani Mirosława Kraszewska z Tryszczyna. - Zostawił otwartą bramę. Telefonował do mnie, że jakieś brązowe krowy są między drzewami! Natychmiast skontaktowałam się z Tomaszem Gordonem, naszym radnym. I pan Tomasz znalazł kontakt do tego pana z Gościeradza, któremu miesiąc temu uciekły te krowy.

- Nie chciałem wierzyć, że to informacja prawdziwa - wspomina Mieczysław Bieliński z Gościeradza. - Tyle już telefonów odbierałem... Ale natychmiast ruszyłem do Tryszczyna. To wieś granicząca z naszym Gościeradzem. I moje krowy w sadzie były! Na szczęście właściciel zdążył zamknąć bramę.

Czterohektarowy sad wiśniowy Kraszewskich graniczy z lasem. Blisko stąd również do Brdy. - Te moje krowy od 29 maja krążyły między Tryszczynem a Okolem - mówi Mieczysław Bieliński. - Trzymały się blisko Brdy. Bo rzeka to woda. A krowa potrzebuje jej dziennie 40 litrów. I karmy. Tej też miały pod dostatkiem na łąkach. W lesie zaś chroniły się w czasie upałów.

Przeczytaj również: "Cała Polska" szuka krów. Gdzie podziało się 10 jałówek?

- Kończyłem rolnictwo w Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy - mówi Bieliński. - Tam nie uczyli i pewnie dziś też na uczelniach rolniczych nie uczą, jak łapać bydło. To tylko w westernach bierzesz lasso, rzucasz, pętla się zaciska i góra mięsa pada przed jeźdźcem. Ale tak jest tylko w filmie. Też próbowaliśmy takich sztuczek.

- To nie są nasze polskie biało-czarne krasule - mówi Andrzej Szwesta, dowódca OSP Gościeradz, który wielokrotnie ze swoimi kolegami z remizy OSP brał udział w ściganiu krów pana Mieczysława. - To krowy rasy limousine. Zwłaszcza jałówki cieszą się złą sławą. Trzeba będzie utworzyć w naszej OSP sekcję łapaczy bydła. Nasi strażacy zarzucali pętle na kark krowy, a krowa ciągnęła kowboja do Brdy, po drodze czy polu. Rannych zostało kilku naszych. Bieliński również.

Bieliński z kolegami z remizy próbował wszelkich sposobów złapania stada. Krowy faktycznie, ze względu na wodę, trzymały się Brdy, między Tryszczynem a Okolem. Jedna tylko przekroczyła drogę krajową nr 25 i ruszyła na Bytkowice. Bieliński już wtedy zatrudnił weterynarza, który strzelał do krów lotkami ze środkiem usypiającym. Udało się w ten sposób uśpić i przetransportować do obory jedną krowę.

A że zatrudnienie weterynarza kosztuje, więc Bieliński pożyczył wiatrówkę od kolegi, kupił też naboje ze środkiem usypiającym. Dawkę uzgodnił z weterynarzem. Pan Tomasz, kolega Bielińskiego, godzinami leżał ukryty w lesie i czekał na dogodną chwilę do strzału.

I tak na poszukiwaniach krów, wypatrywaniu ich po lasach - Bieliński z lornetką nie rozstawał się nigdy - mijały dni i tygodnie. Aż tu w poniedziałek wieść, że siedem ostatnich jego krów jest w sadzie...

- Dotarłem do hodowców żubra w Mirosławcu - wspomina Bieliński. - Mówili o trzech sposobach łapania bydła.

- Na byka. Czyli wystawia się byka i krowy przychodzą. Ale do uwiązanego nie przyszły. A puścić wolno ważącego 600 kg byka bałem się. Wspominali też o wykładaniu karmy. Wykładałem - nie przyszły. Wolały świeżynkę na łąkach. Kazali też wyłożyć jabłka. To przysmak bydła. W lesie jabłek nie mają, więc na pewno przyjdą...

- Tata najpierw częstował jabłkami krowy w oborze - opowiada z przejęciem Marcel, dziewięcioletni syn Bielińskich. - Nie chciały. Więc tata rozgniatał je i wpychał im do pyska. Wypluwały. I wtedy ta z numerem 04 powiedziała do taty: - Sam sobie zjedz...

Czytaj też: Krowy poszły w las. Łowy: na byka, na karmę, na jabłka [reportaż, zdjęcia]

Marcel żartuje i niczym z rękawa sypie numerami z tabliczek wpiętych w uszy krów. Wpycha bez lęku rękę do pyska jałówki czy byka. Jego ojciec, po próbach karmienia jabłkami krów w oborze, wyłożył sterty tych owoców na trasie wędrówek uciekinierek. - Nic to nie dało - mówi. - A tu nagle moje krowy zamknięte w sadzie... Na jabłka się nie dały złapać, i same weszły w wiśniowy sad!

W poniedziałek próbowali do uwięzionych w sadzie jałówek strzelać lotkami ze środkami usypiającymi. - Nic to nie dało - mówi pan Mieczysław. - Pewnie za słabe dawki były, ale ryzykować nie chcieliśmy. Nie można było płoszyć krów, aby nie ruszyły na płoty. Bez problemu by je wzięły taranem.

Kolega Bielińskiego ma specjalistyczną przyczepę do transportu bydła. Wjechał nią do sadu. - Zrobiliśmy z palet prowizoryczną śluzę - wspomina Bieliński. - Mordowaliśmy się z wprowadzaniem krów do przyczepy do godziny 23. Żadna nie weszła...

W sadzie nie było wody, więc Bieliński napełniał wodą starą wannę. Bał się, że spragnione ruszą przez płot do Brdy. I tę wannę wykorzystał we wtorek przy budowie nowej śluzy, już takiej z prawdziwego zdarzenia. Nie z palet, jak wcześniej, ale z rur o ściankach grubych na 3 milimetry.

- W dziewięciu montowaliśmy ogrodzenie. Poza sadem - od bramy po przyczepę ustawioną w lesie za zakrętem. By krowy nie widziały tej przyczepy. Przed nią ustawiliśmy wannę z wodą. Wiedzieliśmy, że kiedyś ruszą z sadu, że przyjdą się napić. Budowaliśmy to solidne ogrodzenie od godziny 8 rano do 17. Potem czekaliśmy. Pragnienie wody dało o sobie znać po godzinie 21. Jeszcze było trochę jasno, kiedy wszystkie już weszły do przyczepy... Podjechaliśmy pod naszą oborę, bez problemu cała siódemka weszła do kojców.

- Wie pan, które były na tej ucieczce? - pyta Marcel. Chłopak wie. - To te chude. Bo dużo biegały i jadły nie to, co trzeba.

- Skontaktował się ze mną gospodarz z Lubelskiego, któremu uciekło 15 krów - opowiada pan Mieczysław.
- Przeczytał gdzieś, że mnie spotkało to samo, i chciał się dowiedzieć, jak je łapać. Powiedziałem: człowieku, jesteś bez szans... Ja swoje ścigałem prawie miesiąc. Dlaczego jego krowy nie wrócą? Bo kupił je gdzieś pod Gołdapią, z trzech różnych miejsc. Uciekły mu w czasie wyładunku w gospodarstwie. One prędzej zajdą do obór, z których je wywieziono, niż do jego, której nie znają. Moje były u mnie ponad pół roku. I same nie przyszły. Dziękuję sąsiadom, strażakom, państwu Kraszewskim z Tryszczyna, tym wszystkim, którzy mi pomogli. Jeśli krowy wyrządziły szkody, to proszę o kontakt. Nasze gospodarstwo jest ubezpieczone...

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koronowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto