MY, PILANIE
Kamila Majewska jest rodowitą, dobrze wykształconą pilanką. Ma 34 lata i świetnie prosperującą firmę. Nie wyjechała po studiach za granicę, by tam szukać lepszego życia, lecz na dobre związała się z Piłą. I zapewnia, że była to świadoma decyzja.
Pani Kamila od dzieciństwa mieszka przy ul. Poznańskiej. Jak większość dzieci z tej okolicy uczęszczała do Szkoły Podstawowej nr 3 przy ul. Brzozowej. Uczyła się dobrze, więc później naturalnym wyborem było I LO przy Pola.
- Wybrałam klasę biologiczno-chemiczną, bo już wtedy kochałam przyrodę. Dobrze czułam się w lesie, a w domu zawsze były zwierzaki, psy oczywiście też - opowiada.
W liceum biologia szła jej dobrze, podobnie chemia. Zresztą trafiła na Barbarę Pydę, niezwykle wymagająca nauczycielkę.
- Powiem szczerze, że wiele jej zawdzięczam. Biologię zdawałam na maturze, ale za to chemię na egzaminach na uczelnię. Zresztą przez całe studia nie miałam z nią kłopotów - przyznaje.
W liceum poważnie też myślała o medycynie, farmacji, ale w końcu zdecydowała się na weterynarię. Czuła, że to jest to. Świnie, konie, krowy? Cóż... , ale są przecież jeszcze psy, koty i inne domowe zwierzaki, które ludzie tak kochają - tłumaczyła sobie i, jak pokazała przyszłość, nie pomyliła się.
Z Piły wyjechała tylko na kilka lat, by studiować
Choć wybór kierunku nie był trudny, to uczelni już tak. W 2000 roku nie było weterynarii w Poznaniu, najbliższe ośrodki były w Olsztynie, Warszawie i Wrocławiu. Nasza bohaterka postawiła na Akademię Rolniczą we Wrocławiu, dziś Uniwersytet Przyrodniczy .
- Dostałam się za pierwszym razem, nie miałam kompleksów, że jestem z Piły. Wiedziałam, że skończyłam dobre liceum, nieźle szedł mi angielski, francuski, a dużego miasta też się nie bałam. Zresztą, w wakacje tuż przed maturą wyjechałam na trzy miesiące do Belgii. Pracowałam jako opiekunka dziecięca w samej Brukseli. Wtedy poczułam już smak dużej aglomeracji i samodzielnego życia - tłumaczy.
Studia szły jej dobrze. Najbardziej lubiła zajęcia praktyczne, kiedy miała kontakt ze zwierzętami. Na szczęście nie brakowało zajęć klinicznych na uczelni. Przeszła też wiele praktyk w renomowanych klinikach weterynaryjnych we Wrocławiu i Poznaniu.
Postawiła na biznes
Kiedy wróciła do Piły, to doświadczenie okazało się bezcenne. Pomogło w podjęciu odważnej decyzji: o otwarciu własnej lecznicy.
- Pierwszy mniejszy gabinet otworzyłam przy ul. Poznańskiej z własnych oszczędności. Nie był jeszcze tak dobrze wyposażony jak ten obecny przy Śniadeckich, ale praktykowałam w nim tylko po południu. Pracowałam już wtedy także w Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej w Pile, w której zresztą do dzisiaj jestem inspektorem. Jest to w większości praca wyjazdowa, polegająca głównie na nadzorze weterynaryjnym nad gospodarstwami i przedsiębiorcami rolnymi.
Znaczną część obowiązków pani Kamili zajmuje nadzór nad producentami drobiu. Ale największą satysfakcję sprawia jej leczenie psów, kotów, a także innych popularnych domowych zwierząt: królików, świnek morskich, myszek, ptaków. Tych właśnie pacjentów ma najwięcej. Kiedy postawiła na własną lecznicę, czuła, że branża w Pile się mocno rozwija.
- Zmieniło się nastawienie ludzi do zwierząt. Wzrosła przede wszystkim świadomość właścicieli, jak trzeba o nie dbać, że pies czy kot potrzebuje opieki medycznej, podobnie jak człowiek. A że miłośników czworonogów przybywało, mnie przybywało też pacjentów - wspomina.
W styczniu 2013 roku przeniosła się w obecne miejsce, gdzie urządziła gabinet lekarski, salę operacyjną, poczekalnię i zaplecze. Biznes prowadzi wspólnie z mężem Wojtkiem, który z magistra inżyniera przebranżowił się w technika weterynarii. I obecnie z racji nowego wykształcenia obsługuje przylecznicowe laboratorium i pracownię RTG. Ostateczną decyzję podjął po tym, jak w 2012 roku zamknęła się w Pile drukarnia Winkowskiego, gdzie pracował.
- To był dobry krok. Jesteśmy zgrani, wzajemnie sobie pomagamy, a co najważniejsze ufamy. To w biznesie bezcenne. Przyznam jednak, że to żona trzyma w rękach finanse, zarówno domowe, jak i firmy - wtrąca Wojciech Majewski.
W prowadzeniu firmy korzystają jednak z pomocy biura księgowego i zapewniają, że nie mają złych doświadczeń z urzędami.
Dzisiaj ich gabinet jest już wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt. Chorego zwierzaka mogą zdiagnozować w kilka minut. Wykonują pełne badania krwi i moczu. Oprócz specjalistycznych urządzeń diagnostycznych, w tym właśnie RTG i USG , na miejscu jest też pełen wybór lekarstw i żywności.
Perspektywy w Pile
Jak Majewska widzi swoją przyszłość w Pile?
- Mam stałych klientów i to nie tylko z Piły, ale i z okolic. Większość z nich poszła za mną z al. Poznańskiej, nowi przybyli dzięki poczcie pantoflowej, bo ta jest najlepszym sposobem na reklamę. Ale dzięki temu, że tu się wychowałam, po latach odnowiłam dawne znajomości. Koledzy i koleżanki ze szkolnej ławki też do mnie dzisiaj trafiają. To na pewno duża zaleta prowadzenia biznesu w rodzinnym mieście - mówi.
Ale konkurencja w mieście jest dzisiaj duża. - Jak w każdym biznesie trzeba ciągle się rozwijać. Ale moim zdaniem jakość usług jest najważniejsza, dlatego nadal się kształcę i kończę właśnie we Wrocławiu specjalizację z chirurgii, a we wrześniu rozpoczęłam specjalizację z radiologii weterynaryjnej - przyznaje Majewska.
Zdaje sobie jednak sprawę, że powodzenie jej biznesu zależy od zamożności klientów.
- Piła to nieduże i niezbyt zamożne miasto. Jeśli ludzie będą zarabiać lepiej, więcej będą wydawać, na opiekę nad zwierzętami również. Ważne więc, by w mieście przybywało miejsc pracy.
W Pile mieszka się wygodnie
Majewscy są mocno związani z Piłą. To młode małżeństwo z siedmioletnim stażem na dorobku. Obydwoje nie kryją, że życie pochłania im głównie praca, bo gabinet jest czynny praktycznie cały dzień, także w soboty. Nie odmawiają też pomocy w nagłych wypadkach. Niezależnie więc od tego, czy mieszkaliby w Pile, czy w innym mieście, i tak okazjonalnie mogliby korzystać z jego uroków. Ale potrafią docenić zalety Piły, jak i dostrzegają jej wady.
- W Pile żyje się wygodnie, bo generalnie jest wszędzie blisko. Nie marnuję czasu na dojazdy, tym bardziej że w ostatnich latach przybyło dużo nowych dróg. Poruszam się samochodem i codziennie dojeżdżam do pracy z drugiego końca miasta. Teraz jest remontowany wiadukt i tworzą się na nim korki, ale jak bardzo się spieszę wybieram obwodnicę i z Poznańskiej jadę ulicą Przemysłową, potem kawałek krajową „10” i wjeżdżam z powrotem do miasta od strony Philipsa. Moment i jestem w przychodni.
Pani weterynarz chwali sobie przede wszystkim ronda, których wiele w mieście przybyło.
- Żałuję tylko, że nie powstały one na skrzyżowaniu Śniadeckich z aleją 500-Lecia i przy Powstańców Wielkopolskich. Są wprawdzie światła, ale nie jeździ się płynnie. I drogę do Poznania przydałoby się wyremontować. Jeżdżę nią co miesiąc na studia do Wrocławia i to najgorszy odcinek - tłumaczy.
Przyznaje, że okazjonalnie korzysta też z komunikacji miejskiej i tu także ma zastrzeżenie. - Tabor jest w porządku, ale rozkłady jazdy nie do końca. Na Poznańskiej cztery autobusy podjeżdżają na przystanek prawie w tym samym czasie, a potem czeka się pół godziny na kolejny - wyznaje.
Majewscy mają psa bulteriera Lunę. Obydwoje doceniają więc położenie Piły. - Wystarczy moment i już jesteśmy w lesie. Często wybieramy okolice Piaszczystego. To piękne miejsce - przekonują.
W wolnym czasie, choć rzadko, pójdą również do jakiegoś klubu albo na spacer na Wyspę. - Dzisiaj to już zupełnie inne miejsce, nowe fontanny, siłownia, alejki, bar, tramwaj wodny. Podoba nam się też nowy klub Scena i kafejki na deptaku przy pl. Konstytucji. Jest dokąd pójść ze znajomymi i miło spędzić czas - podsumowują.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?