Zaśmiecanie lasów w powiecie szamotulskim. Ustawa nie zmieniła nic?

Kanapy, tapczany, opony, elementy garderoby, telewizory, pralki, a nawet lodówki. Wszystkie z wymienionych rzeczy znaleźć można nie tylko w ofercie lokalnych marketów, ale i w lasach, na polach, w przydrożnych rowach. Zaśmiecanie lasów w powiecie szamotulskim wciąż stanowi duży problem. Miejscowi leśnicy i myśliwi przekonują, że wejście w życie tzw. ustawy śmieciowej nie wprowadziło żadnych pozytywnych zmian w lasach. Opinię tę podziela również przedstawiciel nadleśnictwa Oborniki oraz Andrzej Jęczmyk – prezes Szamotulskiego Stowarzyszenia Miłośników Łowiectwa i Środowiska Przyrodniczego „Hubertus”. Przekonuje, podobnie jak wiele innych osób związanych z leśnictwem i łowiectwem, że przez blisko rok funkcjonowania nowych zasad dotyczących utrzymania czystości i porządku w gminach, w lasach nie zmieniło się absolutnie nic.

Odpady niszczą przyrodę

Jakie odpady najczęściej spotkać można w lasach? – pytamy Andrzeja Jęczmyka, który wielokrotnie zwracał naszą uwagę na problem zaśmiecania lasów.

– Przede wszystkim odpady wielkogabarytowe. – odpowiada bez namysłu. – Właśnie to leży w lasach. Daleko szukać nie trzeba. Dostrzec je można jadąc ze Szczuczyna w stronę Kobylnik, albo na tzw. drodze kiszewskiej – w laskach za Ludwikowem. Tapczany, opony, lodówki. Ta sytuacja ma się przecież nijak do założeń ustawy śmieciowej. – dodaje.

Zdaniem prezesa „Hubertusa” największy problem dotyczy właśnie odpadów wielkogabarytowych. Przekonuje, że mieszkańcy powinni mieć możliwość ich częstszego wywozu, a punkty odbioru mogłyby powstać również na wioskach. – Być może wówczas coś by się zmieniło. – mówi – Takie punkty powinny zostać zlokalizowane blisko miejsca zamieszkania, by ludzi nie ciągnęło do tego, aby wywieźć meble do lasu. – dodaje.

Ustawa jest dobra

Temat zaśmiecania lasów w powiecie szamotulskim podjęty został na ostatnim posiedzeniu komisji gospodarki komunalnej Rady Miasta i Gminy Szamotuły, o którym skrótowo pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Zastępca burmistrza Szamotuł, Janusz Stanke tłumaczył wówczas, że potrzeba jeszcze sporo czasu, by mieszkańcy faktycznie zaczęli stosować się do nowych zasad dotyczących utrzymania czystości i porządku w gminach. – Potrzeba pokolenia. – dopowiadał radny, Bogdan Maćkowiak.

Trudno się z tym nie zgodzić zważywszy na „przekręty” stosowane przez szamotulan np. przy określaniu w deklaracjach ilości osób w gospodarstwie domowym, od czego uzależniona jest stawka za wywóz śmieci.

– Uważam, że konieczna jest dogłębna weryfikacja deklaracji – tego, czy wszyscy mieszkańcy je złożyli i czy faktycznie stosują się do założeń ustawy, czy np. nie jest tak, że zobowiązali się segregować odpady, bo stawka za wywóz jest niższa, a tak naprawdę tego nie robią. – mówi Andrzej Jęczmyk. – Sądzę, że ta ustawa jest dobra, a Szamotuły sprawnie poradziły sobie z wcieleniem jej w życie. W moim przypadku – osoby, która segreguje śmieci, działa to bardzo dobrze. Odpady są odbierane zgodnie z harmonogramem, nie mam na co narzekać. Władze gminy powinny jednak ścigać tych, którzy nie stosują się do zapisów ustawy i karać ich np. grzywnami. W jednym z miast w Polsce do weryfikacji tego, jak mieszkańcy podchodzą do składowania odpadów, zaangażowano nawet straż miejską. Może i w przypadku Szamotuł to byłoby jakieś rozwiązanie?

Na posiedzeniu komisji komunalnej burmistrz Stanke informował, że gmina powoli zaczyna „wyłapywać” tych, którzy deklaracji wciąż nie złożyli, czy też nie uiszczają opłat za wywóz śmieci.– Nie oszukujmy się – lasów od razu nie oczyścimy. – mówił.