Autor:

2015-11-20, Aktualizacja: 2016-10-14 11:57

O nim Andrzej Wajda nakręcił swój ostatni film

Andrzej Wajda, legenda polskiego kina, składa w swoim ostatnim filmie hołd Władysławowi Strzemińskiemu, legendzie polskiej sztuki. Kim był? Człowiekiem, który dopiero po amputacji ręki i nogi nauczył się malować. Artystą, który przeciwstawił się socrealizmowi. Charyzmatycznym mężczyzną, za którym szalały kobiety. Wreszcie katem dla swojej żony – słynnej rzeźbiarki Katarzyny Kobro.

"Powidoki" są polskim kandydatem do Oscara. W materiałach promujących film Władysław Strzemiński występuje obok Freuda i Einsteina. Pierwszy jest autorem teorii podświadomości, drugi wymyślił teorię względności. „Teoria widzenia” Strzemińskiego pokazała światu prawa sztuki.

Andrzej Wajda składa w swoim ostatnim filmie (reżyser zmarł 9 października 2016) hołd temu bezkompromisowemu artyście.
- To film polityczny o walce Strzemińskiego z systemem – podkreślał reżyser kilka miesięcy temu. – Jego żona, Katarzyna Kobro, jest w „Powidokach” postacią epizodyczną. Jeśli chciałbym nakręcić film o ich życiu, scenariusz musiałby mi napisać Dostojewski - dodał.



© mat. prasowe/Muzeum Sztuki w Łodzi

Władysław Strzemiński i Katarzyna Kobro

Blizna

- Bywa, że ktoś przez lata ukrywa jakąś wstydliwą bliznę i nagle stwierdza, że może ją bez skrępowania odsłonić – pisze Nika Strzemińska w książce o swoich słynnych rodzicach - Władysławie Strzemińskim i Katarzynie Kobro. Jest początek lat 80. Nika pracuje jako lekarz okrętowy na wielkim zbiornikowcu, wypełnionym ropą naftową. Wspomnienia z dzieciństwa spisuje w kajucie na maszynie. - Może pani doktor pisze donosy? – plotkują marynarze.

Początkowo chciała po prostu zapomnieć. Na pytania o burzliwy związek rodziców odpowiadała: „Nie pamiętam”. Impulsem był gniew, a właściwie spotkanie z Włodzimierzem Sokorskim, ministrem kultury w latach 1952-1956.
W 1984 r. Sokorski miał odczyt pt. „Różne drogi Polski”. Przyznał, że przed laty zwalniał z pracy niepokornych artystów, ale później starał się im pomagać, chodził z nimi na wódkę. Nika jest wściekła, bo wie, że Sokorski był dla jej ojca wrogiem numer 1. Uważa, że to on przyczynił się do wyrzucenia Strzemińskiego z Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi za przeciwstawianie się socrealizmowi.

Od tego momentu 48-letnia wówczas Nika zaczyna zbierać dokumenty do swojej książki o rodzicach. Chce, by prawda wyszła na jaw. Płacze, gdy po raz kolejny czyta stary, 16-stronicowy zeszyt matki z opisami domowych awantur. Miały być pomocne w sądzie, gdzie toczyły się sprawy o odebranie jej praw rodzicielskich do córki. Wniosek wniósł Strzemiński. To był największy cios.

Pierwszy odcinek książki Niki pt. „Miłość, sztuka i nienawiść” ukazuje się w 1986 r. w czasopiśmie „Sztuka”. Niektórzy zarzucają, że Nika pierze publicznie rodzinne brudy. Ale ona broni się: „Nie ujawniam wszystkich sekretów. Nie chcę szkalować ojca”.

„Nika miała kompleks swoich rodziców – powie później Zenobia Karnicka, badaczka twórczości Strzemińskiego, w książce „Kobro. Skok w przestrzeń”. – Wcześniej chyba o nich nie myślała, potem chciała się zrehabilitować. Pisząc o nich, zmywała swoje winy”.


© Anna Włoch/Askon Studio

Kadr z filmu "Powidoki", fot. Anna Włoch/Askon Studio

Granat

Być może Kobro i Strzemiński nigdy by się nie spotkali, gdyby nie pechowe potknięcie. Władek od 11. roku życia był wychowywany na wojskowego. Najpierw uczył się w Korpusie Kadetów w Moskwie, w połowie lipca 1914 r. skończył inżynierię wojskową w Petersburgu i dostał przydział do twierdzy Osowiec.

Jest oficerem saperów, kiedy wybucha I wojna światowa. W 1916 r. oddział dowodzony przez Strzemińskiego siedzi w okopach, niedaleko miasteczka Pierszaje na Białorusi. Na froncie panuje względny spokój, tylko od czasu do czasu z daleka dochodzi huk wystrzałów.

Jest chłodna noc z 6 na 7 maja. Rosyjski żołnierz z oddziału Strzemińskiego wychodzi z okopu, potyka się i odruchowo wyrzuca odbezpieczony granat. Ten wpada do rowu, w którym siedzi 22-letni Władek z innymi żołnierzami. Dochodzi do masakry. Tych, którzy przeżyli, zawieziono do szpitala polowego. Strzemińskiemu amputowano 2/3 prawego uda i ponad pół lewego przedramienia. W prawym oku do końca życia zostanie mu tylko poczucie światła. Władek trafia do szpitala im. Prochorowa w Moskwie. Rany goją się opornie, ale on cieszy się, że żyje.

Jest w szpitalu już od roku, kiedy w dużej, wieloosobowej sali, pachnącej lizolem, poznaje ładną Rosjankę, Katię Kobro. Dziewczyna ma 18 lat, pochodzi z dobrego domu i dopiero co zdała maturę. Marzy, żeby zostać rzeźbiarką. Władek – inteligentny, mocno okaleczony Polak o błękitnych oczach chętnie ogląda jej prace. Zwraca uwagę Katii, bo nie użala się nad swoim losem, tylko snuje plany na przyszłość. Być może to właśnie dzięki Katii Strzemiński odkryje w sobie nowe powołanie – sztukę.


© mat. prasowe/Muzeum Sztuki w Łodzi

Władysław Strzemiński. fot. mat. prasowe/Muzeum Sztuki w Łodzi

Miłość

„W ojcu musiał tkwić potężny talent artystyczny, który nagle eksplodował” – pisze we wspomnieniach Nika.
W październiku 1918 r. Władek zaczyna studia w Pierwszych Wolnych Pracowniach Artystycznych w Moskwie. Tu poznaje Kazimierza Malewicza, awangardowego malarza, który będzie miał duży wpływ na jego twórczość. Rok później obrazy Strzemińskiego pokazywano już na wystawach w Moskwie, Riazaniu i Witebsku.

W tej samej szkole studiuje Katia. W 1919 r. oboje przenoszą się do Smoleńska, gdzie kwitnie artystyczne życie. Dopiero tam Strzemiński zobaczy w niej kobietę.

„Była wówczas bardzo atrakcyjną dziewczyną – pisze jej córka. – Miała dobrą figurę, wyraziste, szaroniebieskie oczy, zmysłowe usta i wijące się, gęste, brązowe włosy”.

Strzemiński, mimo swojego kalectwa (chodzi o kulach, bo protezy sprawiają mu ból), podoba się kobietom. Jest przystojny, wysoki, ma ciemne, nieco już przerzedzone na skroniach włosy. Ludzie, którzy się z nim spotykają, szybko zapominają o jego niepełnosprawności.

Katia jest zafascynowana o pięć lat starszym od siebie Strzemińskim. Imponuje jej swoją pewnością siebie, inteligencją i bezkompromisowym podejściem do życia i sztuki. Wkrótce wspomni mimochodem w liście do rodziców: „...a poza tym wyszłam za mąż”.

„Katarzyna musiała bardzo kochać swojego męża, skoro w wieku 23 lat zechciała związać się z ciężko okaleczonym mężczyzną (...) - stwierdzi po latach w swojej książce Nika. - Nie zdawała sobie sprawy, że kalectwo, nawet jeśli dotknie tak niepospolitego człowieka, jakim był Strzemiński, musi pozostawić niezatarty ślad w jego psychice”.


Na razie jednak miłość kwitnie. Oboje prowadzą smoleńską filię UNOWiS-u, szkoły dla wielbicieli nowatorskiej sztuki. On maluje awangardowe obrazy, ona tworzy nowatorskie, przestrzenne rzeźby. Strzemiński pisze o nich: „Są zjawiskiem w znaczeniu europejskim, (...) prawdziwym krokiem naprzód”.


© mat. prasowe do wystawy Atlas Nowoczesności, Muzeum Sztuki w Łodzi

Od lewej: Pejzaż łódzki, Władysław Strzemiński; Kompozycja przestrzenna 4, Katarzyna Kobro. fot. mat. prasowe do wystawy Atlas Nowoczesności, Muzeum Sztuki w Łodzi

Polska

Kobro i Strzemiński chcą wyjechać do Paryża, serca nowoczesnej sztuki. Trudno powiedzieć, dlaczego w 1922 r. decydują się jednak na ucieczkę do Polski. Czasy są niespokojne, nie mogą legalnie opuścić Rosji, przedzierają się przez zieloną granicę. On na szczudłach, ona dźwiga toboły, dobytek ich życia. Zatrzymuje ich patrol. Pod zarzutem szpiegostwa trafiają na kilka tygodni do aresztu.

Po wyjściu jadą do rodziny Strzemińskiego w Wilnie. Katia nie zna polskiego, a w tym domu mówi się tylko w języku ojczystym. Matka Władysława nie jest zadowolona z synowej. - Skaranie Boskie, Rosjanka! – myśli o niej. I nakazuje: – Władkiem się opiekuj!

W małżeństwie zaczynają się konflikty. Zdaniem Zenobii Karnickiej, Kobro nie rozumiała polskości swojego męża: „Sama chyba nie do końca wiedziała, skąd jest, jakie są jej korzenie i nie dbała o to”.

Kobro napisze później: „Gdy przyjechałam do Polski (Strzemiński – red.) zaczął się popisywać tym, że jest Polakiem. Nie chciałam wierzyć własnym oczom”.

Muza

Ona sprząta, gotuje i opiekuje się ciężko chorą siostrą Strzemińskiego, on rzuca się w wir życia artystycznego. Publikuje w „Zwrotnicy”, organizuje Wystawę Nowej Sztuki w Wilnie i zakłada artystyczną grupę Blok. W 1924 r. jego nazwisko po raz pierwszy zostaje wymienione na Zachodzie w piśmie „Rivista d’Arte Futuriste”.

Wyobcowana w Polsce Kobro wyjeżdża do rodziny w Rydze. Po roku postanawiają z mężem ponownie ze sobą zamieszkać. Żeby Kobro dostała obywatelstwo polskie, muszą wziąć ślub kościelny. 29 lipca 1924 r. staną w Rydze na ślubnym kobiercu. Na zdjęciach z wakacji w Zatoce Ryskiej Katia ma na sobie geometryczną sukienkę do kolan, zaprojektowaną przez męża i charakterystyczny czepek. Wygląda jak muza awangardowego artysty.


© mat. prasowe/Muzeum Sztuki w Łodzi

Od lewej: Julian Przyboś, Władysław Strzemiński, Katarzyna Kobro. fot. mat. prasowe/Muzeum Stuki w Łodzi


Po powrocie do Polski wprowadzają się do drewnianej chałupy z wychodkiem w Szczekocinach. Żyją biednie. Strzemiński dba o kondycję. Kiedy na jednej ręce podciąga się na drążku stojącym na podwórku, sąsiedzi nie mogą się nadziwić: "Jak to możliwe? Kaleka i takie rzeczy wyczynia!"

Władek chce stworzyć w kraju Kolekcję Sztuki Nowoczesnej, ściąga do Polski obrazy Maxa Ernsta i Fernanda Légera. Pracuje z żoną nad książką „Koncepcja przestrzeni”. To w Szczekocinach powstaną ich najbardziej nowatorskie dzieła.

Skandal

Widok z poddasza kamienicy przy ul. 6 Sierpnia w centrum Łodzi przypomina Strzemińskiemu górskie pejzaże. Przeprowadzą się tu z Kobro w 1931 r. Rok później Strzemiński otrzyma Nagrodę Artystyczną Miasta Łodzi.

25 maja, podczas ceremonii jej wręczenia Władek ma na sobie ciemny garnitur, krawat i białą koszulę. Katarzyna siedzi obok, elegancka, w mocnym makijażu, głowę spuściła na ramię, jakby chciała się schować. W pewnym momencie na salę wbiega grupa młodych ludzi z transparentem: „Precz z bolszewizmem w sztuce, precz z żydokomuną, precz z trucicielami polskiej sztuki!”

Część środowiska uważa, że wyróżnienie dla Strzemińskiego to skandal i nieporozumienie. „Nagroda, stypendium czy zaopatrzenie inwalidzkie?” – drwi jedna z gazet. Władysław szuka zwolenników w walce o nową sztukę. Jego przyjaciel, poeta Julian Przyboś, napisze później o Strzemińskim:
„Stawiał swojej twórczości wymagania najwyższe, nieosiągalne dla przeciętnego talentu. Domagał się, żeby każdy obraz był wynalazkiem”. Żona powtarza wszystkim: „Strzemiński to święty człowiek!”.



© Anna Włoch/Askon Studio

Andrzej Wajda na planie "Powidoków"

Dziecko

Jakobina Ingeborga Strzemińska przychodzi na świat 6 listopada 1936 r. w szpitalu ewangelickim w Łodzi. Jest wcześniakiem, ciągle choruje. W szpitalu połowa personelu to Niemcy. Strzemiński podejrzewa, że to oni podtruwają mu córkę.

„On nigdy nie chciał dziecka – napisze później w swoim zeszycie Katarzyna. – (...) ten Władek był dla mnie dzieckiem. Myślałam, że potrafię zagłuszyć instynkt macierzyński. Nadeszła jednak chwila, kiedy zrozumiałam, że i ja muszę spełnić naturalne prawo kobiety”.

Narodziny córki są dla nich jak trzęsienie ziemi. Przez dwa lata Nika cały czas choruje, niemal nieustannie płacze. Dom zamienia się w szpital. Matka właściwie się z nią nie rozstaje. O sztuce rozmawia się teraz u Strzemińskich po cichu w kuchni albo u sąsiada.

Wieczorami Władysław śpiewa córce kołysankę:
„Na Północnej ulicy
Tańczą dwie hitlerzycy
Jedna tak, druga siak,
Polskim dzieciom robią krach”.


Wojna

Wojna niszczy wszystko. W 1941 roku dziennikarz „Internationale Zeitung” porównuje unistyczne obrazy Strzemińskiego do tarki do prania, pisze o zdegradowanej sztuce i cytuje Hitlera: „...bo przecież w dawnych epokach nie każdemu błaznowi pozwalano zanieczyszczać otoczenie wypocinami swojego chorego mózgu”.

Strzemińscy ledwo wiążą koniec z końcem. On maluje pocztówki i portrety na zamówienie. Razem z żoną robi torby z płótna i kawałków dykty. Kobro jest Rosjanką, ale ma również pochodzenie niemieckie. Urzędnicy namawiają ją do podpisania volkslisty, w razie odmowy grożą sankcjami. Nie zgadza się. Jej siostra i ojciec przyjmują tzw. narodowość Baltendeutsche, co tylko wzmaga niechęć Strzemińskiego.

W końcu Kobro podpisuje tzw. listę rosyjską, dzięki niej dostaje kartki na żywność, dziecko ma co jeść. Ale podpisać musi ją również Strzemiński. Władysław nigdy sobie tego nie wybaczy, a złość wyładuje na żonie. „Czuł się pewnie zdrajcą” – napisze po latach jego córka.

W domu raz po raz dochodzi do awantur. Strzemiński uważa, że Kobro wychowuje córkę na Rosjankę albo co gorsza – Niemkę. Że odcina ją od polskości. „Tam ciągle w ruchu było szczudło albo pogrzebacz” – mówi w książce „Kobro. Skok w przestrzeń” Anna Wegner-Sumień, sąsiadka Strzemińskich. Nika zapamięta z tamtych lat posiniaczone plecy, ramiona i głowę matki. Nie może zrozumieć, dlaczego nigdy się nie broniła. Może nadal go kochała?

Na początku stycznia 1945 r. Strzemińscy nie mają czym napalić w piecu. Władysław obwinia za to żonę, wrzeszczy, że dziecko nie będzie miało ciepłego jedzenia. Katarzyna bez słowa schodzi do piwnicy, bierze siekierę i zaczyna rąbać swoje drewniane rzeźby. Strzemiński nie reaguje.


© Anna Włoch/Askon Studio



Nienawiść

Strzemiński w listach do Przybosia nazywa żonę „hitlerówką” albo „parszywą Kobrą”. W 1947 r. składa w sądzie wniosek o odebranie jej praw rodzicielskich. Uważa, że wynaradawia dziecko.

- Nika skarżyła się, że tatuś chce zabić mamusię szczudłem – zeznają w sądzie sąsiadki. Dziewczynka jest przerażona. „Na sali sądowej oglądano mnie, sprawdzając, czy jestem odpowiednio ubrana i zadbana. Wiedziałam, że chodzi o odebranie matce praw opiekuńczych, dlatego potwornie się bałam, aby mnie siłą od niej nie zabrano” – pisze Nika. Kiedy ojciec wyprowadza się z domu, niemal skacze z radości.

Sąd oddala sprawę, Nika zostaje z matką, ale procesy stają się zmorą Kobro. Kolejny dotyczy podpisania przez nią listy rosyjskiej (Strzemiński został zrehabilitowany). Nika ma 12 lat, kiedy matka zostaje skazana na 6 miesięcy więzienia. Kobro składa apelację, podkreśla, że zawsze czuła się Rosjanką i dlatego podpisała listę. W 1950 r. zostaje uniewinniona. Dostaje jednak inny wyrok, śmiertelny. Doktor Halina Skowrońska z łódzkiej przychodni stawia diagnozę: „nieoperacyjny rak szyjki macicy”.

Choroba szybko postępuje, ból jest coraz dotkliwszy, Nika robi matce zastrzyki z morfiny. Ojciec pojawia się w domu tylko raz. Spotkanie kończy się kłótnią. „Nie chcę, żebyś był na moim pogrzebie!” – krzyczy żona. Tak też się stanie. Przy jej grobie na cmentarzu Doły w Łodzi pojawi się zaledwie kilka osób. Męża nie będzie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spyta później Strzemiński córkę. – Położyłbym na jej grobie niebieskie kwiatki.

Studenci

Jest rok 1949. Studenci Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (PWSSP) w Łodzi przyjechali na plener do Bierutowic na Dolnym Śląsku. Stefan Krygier z kolegą rozstawili sztalugi w trudno dostępnym jarze, otoczonym stromymi zboczami. Nagle zjawia się tam prof. Strzemiński. Chce zobaczyć, jak im idzie. Kiedy pytają, jak udało mu się tu dotrzeć, odpowiada jakby nigdy nic: „Przyłożyłem szczudło do tułowia i stoczyłem się po zboczu”.

Strzemiński jest dla studentów guru. To on zakłada po wojnie PWSSP w Łodzi. Wykłada tu historię sztuki i zasady kompozycji. Kiedy Kobro stara się o posadę, mąż stanowczo protestuje. Katarzyna musi się utrzymywać ze sprzedaży szmacianych lalek.


© Anna Włoch/Askon Studio


Kadr z filmu "Powidoki", fot. Anna Włoch/Askon Studio


Studenci uwielbiają swojego profesora. „Był artystą, który bez reszty poświęcił się sztuce i żył sztuką, nie zwracając zbytniej uwagi na egzystencję materialną – opowiada Stefan Krygier, były uczeń Strzemińskiego. – Posiadał tylko to, co niezbędne do pracy twórczej”.

W jego niewielkim pokoju przy ul. Kołłątaja w Łodzi stoi biurko, replika mebla, który zaprojektował dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej, prowizoryczna kozetka, dwa krzesła, przybory malarskie, talerze, na których rozrabia kolory. Mieszkanie jest zawsze otwarte dla studentów i miłośników sztuki. Dyskusje toczą się do późnej nocy.

To tu Strzemiński stworzy cykl tzw. „Powidoków” i rozpocznie prace nad „Teorią widzenia”. Jeden z obrazów będzie nosił tytuł „Rudowłosa 1949”.

Hanka, którą namalował, jest jego studentką. Jedną z najpiękniejszych dziewczyn w Łodzi. Trudno się dziwić, że profesor zakochał się bez pamięci. Kiedy się jej oświadczy, nie będzie wiedziała, że Strzemiński ma żonę. Do końca jego życia (razem z innymi studentami) będzie się nim opiekowała, do końca będzie do niego mówiła: „profesorze”.

„Po wielu rozmowach z dawnymi studentami zrozumiałam, że to uczucie uczyniło go szczęśliwym” – napisze później Nika.


Śmierć

1 października 1950 r. kilku mężczyzn wbiega do Muzeum Sztuki w Łodzi. Niszczą awangardowe dzieła i rzeźby pokazywane w neoplastycznej sali, zaprojektowanej przez Strzemińskiego. Po chwili do muzeum wchodzi grupa studentów z profesorem na czele. – Spodziewałem się tego – mówi zrezygnowany Strzemiński i wychodzi z sali. Tę scenę zobaczymy w 2016 r. w filmie Andrzeja Wajdy. Rolę profesora zagra Bogusław Linda.

W 1950 roku Strzemiński, decyzją ministra kultury, zostaje wyrzucony z pracy. Powód? Przeciwstawianie się socrealizmowi. Władza akceptuje wyłącznie sztukę „realistyczną w formie i socjalistyczną w treści”. Strzemiński powtarza studentom, że każdy artysta powinien tworzyć to, co mu w duszy gra.

Żeby zarobić na chleb, pracuje jako dekorator wystaw sklepowych. Córka widzi, jak gapie krzyczą do niego z ulicy: „kuternoga!”

Pewnego dnia Strzemiński upada na ulicy. Trafia do szpitala. Okazuje się, że ma zaawansowaną gruźlicę. Byli studenci nadal mu pomagają, przynoszą jedzenie i pracują z profesorem nad „Teorią widzenia”. Strzemiński pisze w szpitalu ostatnie rozdziały. Książka, dzięki determinacji studentów, ukaże się po jego śmierci. Profesor umiera w grudniu 1952 r. w wieku 59 lat. Na pogrzeb i trumnę składają się studenci i przyjaciele.

Córka: „W ostatnich miesiącach ojciec wyglądał bardzo pięknie. Miał ogromne, chyba rozpalone gorączką, chabrowe oczy. Srebrzystosiwe, wijące się włosy, układające się wokół głowy na kształt aureoli – czyniły go podobnym do świętego...”.

Marian Minich, były dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, zapamiętał go inaczej: „Leżał wyczerpany chorobą, sterany ciężkim, wrogim życiem, zapomniany – >>tani jak błoto<<”.

Córka

- Co pani sądzi o unistycznych* obrazach ojca? – pyta Nikę Strzemińską dziennikarz w 1956 r. podczas wernisażu w Ośrodku Propagandy Sztuki w Łodzi.
– Najbardziej przypominają mi obicie fotela – odpowiada szczerze 20-latka. Nie ma jeszcze pojęcia, o co chodzi w uniźmie, czyli nurcie sztuki, wymyślonym przez jej ojca. Minie sporo lat, zanim zrozumie fenomen twórczości swoich rodziców, którzy zmarli w skrajnej biedzie i zapomnieniu.

Nika zostanie psychiatrą, przez wiele lat będzie pracowała na statkach jako lekarz okrętowy, zwiedzi niemal cały świat, napisze książki o rodzicach i wiele artykułów na ich temat. Przez całe życie będzie próbowała zrozumieć, dlaczego ich wielka, twórcza miłość zamieniła się w koszmar. Dlaczego jej ojciec, wrażliwy artysta, był tak brutalny dla matki.

„Mimo, że jestem psychiatrą, nie umiem odpowiedzieć – przyznaje Nika w książce „Hotel Europa” Remigiusza Grzeli. - Może z niespełnionych ambicji artystycznych, może z wojny, która zamknęła możliwość dalszego tworzenia, może był zazdrosny, że po moich narodzinach matka więcej czasu poświęcała mnie, może z niepełnosprawności? (...) Kiedy zaczynałam pisać książkę „Sztuka, miłość i nienawiść”, bardzo chciałam być starsza. Chociaż o 10 lat. Może wtedy zrozumiałabym, co się działo w moim domu” - dodaje.

„Uważa pani, że twórczość pani ojca jest przeceniana?” – pyta Nikę dziennikarz Remigiusz Grzela, na krótko przed jej śmiercią w 2001 r.

„Nie – odpowiada Strzemińska - uważam, że twórczość matki jest niedoceniana”.

Mariola Szczyrba, dziennikarka naszemiasto.pl
Zdjęcie główne: autor Anna Włoch/Askon Studio

Korzystałam m.in. z książek: „Sztuka, miłość i nienawiść”, „Kobro” Niki Strzemińskiej, „Hotel Europa” Remigiusza Grzeli, „Kobro. Skok w przestrzeń” Małgorzaty Czyńskiej.

*Unizm - koncepcja Strzemińskiego, dążąca do plastyki czystej, tj. działania na widza nie przez przedmioty przedstawione na obrazie, lecz wyłącznie przez kolor, kształt i podział płaszczyzny obrazu.
  •  Komentarze 2

Komentarze (2)

Maja (gość)

Czasami uda Wam się coś ciekawego ! Więcej takich artykułów. Proszę.

kulczyba (gość)

Ciekawa historia, ciekawi ludzie. Dobry, wciągający artykuł.

sowa (gość)

Może kiedyś ktoś zrobi film o Wajdzie na podstawie książki "Pan Andrzej". Wiele osób się zdziwi............