W pasiecie u Marty Konek
Drugiej takiej pasieki nie ma w całej Polsce. Ba, nie ma nigdzie na całym świecie. Od samego początku powstawała ona w głowie swojej założycielki, której wyobraźnia wydaje się nie mieć granic. Nawiązuje nie tylko do pszczół i natury, ale również do rodziny i tradycji ludowej. Jest to niezwykle kolorowe i ciekawe miejsce, które otacza piękny krajobraz. Wszędzie roi się od drzew, kwiatów i owadów. To taki mały raj. Prywatny raj Marty Konek, która jest kobietą pełną pasji. Taką, która żadnej pracy się nie boi, a słowo „chcieć" znaczy dla niej „móc".
Pasieka ma własną nazwę. Trzeba przyznać łatwo zapadającą w pamięci „Z głową w ulach". Powstała około 8-9 lat temu.
- Praca przy pszczołach jest tak fascynująca, że nie liczę czasu. Na początku założyłam sobie, że moja pasieka ma być kolorowa, że ma się w jakiś sposób wyróżniać, że na ulach mają być kwiaty i motywy roślinne po to, żeby było ciekawiej. W związku z tym, że jestem Krajniaczką z wyboru i urodzenia, a Muzeum Ziemi Złotowskiej i profesor Angutek zrobili świetną robotę wokół haftu krajeńskiego, który stał się elementem integrującym nas Krajniaków - chyba najbardziej ze wszystkich elementów kultury krajeńskiej - to postanowiłam przenieść ten haft krajeński użytkowo na ule, karmiki dla ptaków, budki dla ptaków i inne elementy -
opowiada Marta Konek.
Jak pomyślała, tak zrobiła. Nie było na co czekać. Zakasała rękawy i wzięła się do pracy.
- W tym roku odnawiałam część uli dlatego, że poprzednia farba się łuszczyła i wymagały one odnowienia. Stwierdziłam, że chce zrobić coś na krajeńską nutę. Coś, co jeszcze bardziej podkreśli ten charakter pasieki pochodzącej z Krajny. Tym bardziej, że pod tytułem książki, którą napisałam „Z głową w ulach" jest o Krajnie miodem płynącej. Pomysły rodziły się od tak. Siadałam przed ulem, zastanawiałam się co chcę namalować i pojawiały się: niebieskie pszczoły, motyle, bociany i słoneczniki. Pojawiła się także bohaterka książki „Kasia w pasiece", którą napisałam dla dzieci -
opisuje Mata Konek.
Ule przyciągają uwagę. Są takie, jakie miały być: bardzo kolorowe i oryginalne.
- Na jednym z uli jest moja wnuczka holenderską, którą nazywamy królikiem, stąd te marchewki. Jest też mój wnuczek, którego nazywamy żabą, stąd też żaby na innym z uli. Są też moje dwie wnuczki Blanka i Klara w strojach krajeńskich -
podkreśla pszczelarka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?