Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Adrian Glugla o kinie, sporcie i życiu w Pile

Wojciech Dróżdż
Wojciech Dróżdż
Od chwili otwarcia kina Helios w Pile, jest jego dyrektorem. Funkcję objął w 2008 roku, w wieku 28 lat. Jednak życiorys Adriana Glugli sięga daleko poza salę kinową. Pilanin osiągnął wiele i – choć zwykle niechętnie mówi o sobie – podzielił się swoimi wspomnieniami. A ponieważ wciąż jest młodym człowiekiem, to łatwo odgadnąć, że przed nim do uchylenia jeszcze sporo furtek.

Zacznijmy od współczesności. Niedawno Polskę obiegła informacja, że po trzech miesiącach przestoju, kina ponownie mogą służyć mieszkańcom. Jak to wygląda w przypadku pilskiego Heliosa? - Posłużę się słowami prezesa naszej spółki, Tomasza Jagiełły: Helios jeszcze się nie otwiera, jeszcze nie jesteśmy gotowi. Kiedy będziemy? Może w lipcu, ale musimy spełnić bardzo surowe kryteria. Po pierwsze, trzeba zadbać o bezpieczeństwo widzów, a reżim sanitarny ma swoje wymagające procedury. Po drugie – musimy dysponować świeżym repertuarem, tymczasem nie ma obecnie żadnych nowości. Z dobrych wieści mogę przekazać, że w czerwcu zakończy się modernizacja centrali klimatyzacyjno – wentylacyjnej w największej sali, co z pewnością odczują nasi klienci, zwłaszcza w upalne dni. I druga ważna wiadomość: po ponownym otwarciu kina bilety będą wyraźnie tańsze. Bardzo nam zależy, żeby widownia na nowo wypełniła sale, dlatego przygotujemy wejściówki w atrakcyjnych cenach.
Adrian Glugla, dziś czterdziestolatek, utożsamia się z Polską i Piłą, gdzie – jak wyraźnie podkreśla – chce i lubi mieszkać. - Po co wyjeżdżać za granicę czy do większych miast, skoro tu wszędzie jest bliżej? Nie tracę czasu na dojazdy, a poza tym żyję w zielonej, urokliwej okolicy. Bardzo sobie cenię kontakt z przyrodą – podkreśla i sugeruje, że jego zamiłowanie do małej ojczyzny może mieć związek z historią życia dziadka, Piotra Glugli: - Dziadek urodził się w Buczku Wielkim, a mieszkał w Wersku koło Złotowa. Tam były wtedy Niemcy, z domu widać było polską granicę. Dziadek był wielkim patriotą. Niemieckie władze wiele razy namawiały go do wyparcia się polskiej narodowości, kusiły profitami, ale on uporczywie odmawiał. Czuł się Polakiem z krwi i kości i tak też wychował każde ze swoich piętnaściorga dzieci. Wśród nich mojego tatę. Niestety, nie było mi dane poznać dziadka osobiście, ponieważ zmarł przed moimi narodzinami.
Adrian dojrzewał na pilskim Zamościu. Chodził do „Czwórki”, do klasy sportowej o profilu koszykarskim. Do gry na wysokim poziomie (i to dosłownie) predestynował go wzrost. Ale również talent i ciężka praca. Jego wychowawcą był Zbysław Poznański. Po podstawówce nasz bohater wyemigrował do Stargardu Szczecińskiego. Przygarnęła do utytułowana Spójnia. Tam szlifował zdolności przez niemal dwa sezony, jednak kiedy okazało się, że marne stypendium wystarcza tylko na opłacenie akademika, a mecze nie pozwalają na choćby sporadyczne powroty do domu, zmienił front i wrócił do Piły. Nie była to łatwa decyzja: - W Stargardzie powołano mnie do reprezentacji Polski kadetów. Byłem nawet na kilku obozach kadry i międzynarodowym turnieju na Słowacji. Niestety warunki do treningów i nauki miałem wyjątkowo kiepskie. W sześcioosobowym pokoju w internacie trudno o odrabianie zadań domowych…
Przygodę z profesjonalnym sportem trzeba było więc na pewien czas odłożyć. Adrian zaczął się uczyć w ogólniaku na Pola. I właśnie tam spotkał Tadeusza Rutkowskiego, nauczyciela techniki, dawniej siatkarza, później sędziego piłki siatkowej. To właśnie on zaczął namawiać nastolatka do wizyty w pilskim Jokerze. - I dopiął swego. Chociaż nigdy nie miałem styczności z siatkówką, wybrałem się na trening. Potrzebowałem ruchu, a tam miałem go pod dostatkiem. Uczyłem się szybko i w Jokerze spędziłem… osiem kolejnych lat.
To był dobry okres dla pilskiej siatkówki w męskim wydaniu. Joker miał świetnych trenerów i doskonałą młodzież. Adriana prowadzili Zbigniew Kasiński, Marek Malinowski, Krzysztof Lewandowski i Jan Łojewski. Już po kilkunastu miesiącach treningów on i jego rówieśnicy zdobyli w Pile brązowy medal mistrzostw Polski juniorów! To był wielki sukces niedocenianego zespołu z Wielkopolski. - Po maturze miałem propozycje od siatkarskich klubów ze Szczecina, Katowic i Bielska – Białej. Postawiłem jednak na Piłę. Chciałem dalej dojrzewać w klubie, którego byłem wychowankiem. - Dodajmy, że właśnie wtedy Joker zaczynał przygodę z rozgrywkami ligowymi. Rywalizacja z seniorami jeszcze bardziej uskrzydliła Adriana, który razem ze swoim klubem awansował aż do pierwszej ligi. Niestety, u progu sezonu 2004/2005 pożegnano go w nieelegancki sposób: - Od kierownika drużyny dowiedziałem się, że nie ma w niej dla mnie miejsca. To był cios. Szkoda, że tak się stało. Wszem i wobec Joker informował, że gra wychowankami, tymczasem jednego z nich pozbyto się lekką ręką. Właściwie w tym momencie zrezygnowałem z gry.
Rzecz działa się już po zakończeniu studiów. Swoją drogą otrzymanie dyplomu magistra wymagało od Adriana nie lada poświęceń. Nie dość, że siatkówka pochłaniała większość czasu, to indywidualny tryb studiów niczego nie ułatwiał. - Egzaminy musiałem zdawać ze studentami uczącymi się w trybie dziennym. A nie były to łatwe przeprawy, bo kończyłem politologię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Równolegle udało mi się ukończyć licencjat na pilskim PWSZ.
Świeżo upieczony magister wyjechał na dwa miesiące do Holandii. Tam, dzięki wyczerpującej pracy fizycznej, uzbierał środki na łatwiejszy start w dorosłe życie. Inne niż do tej pory. - Po powrocie otrzymałem odpowiedzialną, choć eksploatującą pracę w międzynarodowej korporacji. Z czasem z niej zrezygnowałem. Później było kilka innych zajęć i wreszcie Helios. Bardzo sobie chwalę tę firmę, ponieważ mam czas nie tylko na pracę, ale również dla rodziny – żony i dwóch córeczek. Poza tym dzięki temu wreszcie na dobre zacumowałem w Pile.
Co ciekawe, kiedy Adrian Glugla stanął za sterami pilskiego Heliosa, przypomniał sobie o koszykówce. A może bardziej inni mu przypomnieli: - Trafiłem do Basketu Piła, który przez rok reprezentowałem. Niestety, kłopoty z plecami wyeliminowały mnie z częstych treningów i meczów. Ale przekonałem się, że stara miłość nie rdzewieje…
Dzisiaj razem z Adrianem czekamy aż kino Helios znów otworzy drzwi na oścież. A na razie częściej niż w kinie możemy go spotkać na rowerze. - To rzadko spotykany model dla wysokich. Wybrałem się po niego specjalnie do Wrocławia. W Pile takich nie ma.
Co nie zmienia faktu, że właśnie Piłę Adrian lubi najbardziej.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto