Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bernadeta Ochyra-Czerwińska od 40 lat sprzedaje pilanom bieliznę i akcesoria do rękodzieła

Michalina Pieczyńska-Chamczyk
Michalina Pieczyńska-Chamczyk
1 kwietnia minęło 40 lat odkąd Bernadeta Ochyra-Czerwińska sprzedaje pilanom wyroby pasmanteryjne i bieliznę. Pasmanteria przy ul. Witosa, którą prowadzi, mieści się w tym miejscu „od zawsze”.

Jak się zaczęła Pani przygoda z tym miejscem?

Pasmanteria była w tym miejscu „od zarania dziejów”. Kiedyś widniał tu neon „Balbinka”, który zniknął w latach 90-tych. Na 14 Lutego dla odmiany była „Paulinka”. W 1978 roku, kiedy nasz rząd chciał uaktywnić działalność prywatną na zasadach umów agencyjnych, ten punkt przejął mój tata. To był październik 1978 roku i była wielka batalia o towary. W końcówce lat 70-tych dużo towaru dawało samo WPHW, które miało podpisane umowy wymiany zagranicznej, na przykład Piła – Schwerin i to były naprawdę fajne rzeczy, po które młode mamy jeździły za Odrę, a to można było u nas kupić, choć przydział towaru funkcjonował z rozdzielnika. Od najemców oczekiwano także pozyskiwania towaru od prywatnych wytwórców. Mieliśmy super firmy, piękne towary, szczególnie bieliźniarskie, ale ich umowy z RWPG były tak zobowiązujące, że ten rynek krajowy był traktowany po macoszemu.

Czyli formę funkcjonowania można porównać to znanej nam dzisiaj franczyzy?

Tak, choć nie było to tak szczegółowo zobowiązane umowami. Mój ojciec jako jeden z pierwszych przejął na zasadzie agentury tę pasmanterię i zawiadywał tym miejscem do 1983 roku, kiedy to odszedł na emeryturę. Ja po skończeniu szkoły miałam problem ze znalezieniem zatrudnienia i w końcu rodzice stwierdzili, że najlepiej będzie jak będę pracowała tutaj z ojcem. I tak się rozpoczęła moja przygoda ze sklepem. Trochę „psikusowato”, bo 1 kwietnia 1982 roku. W tym roku minęło 40 lat. Zakładałam sobie, że ta 40. rocznica będzie fajna, wesoła, ale niestety, ta atmosfera, która nas otacza podcięła skrzydła. Miałam zupełnie inna wizję, ale niestety i covid, i wojna nie sprzyjają szczególnie radości.

Jakie były te początki?

Te lata 80-te to były trudne lata, bo gospodarczo „siadaliśmy” bardzo. Była to dosłownie walka o towar. Nawet ten rozdzielnik był bardzo ubogi. Zawsze preferowane były sklepy, które nie były agencjami i one dostawały dużo większy przydział towaru niż my. Trzeba było sobie radzić. A to prywatne rzemiosło rozwijało się tylko w oparciu o to, co im się udało zdobyć jako surowiec do produkcji. To wszystko też podlegało ocenie jakości. Była taka specjalna komórka przy Urzędzie Wojewódzkim, której pracownicy chodzili i sprawdzali, czy jakość towaru odpowiada normom, czy ceny nie są wygórowane. To działało na zupełnie innych zasadach niż dzisiaj. Ceny były urzędowe, dzisiaj mamy ceny umowne. I kto wie, czy to się nie przekłada na galopującą inflację, którą już kiedyś przeżyliśmy. Wydaję mi się, że gdyby to było dobrze zarządzane, to wtedy można było ją lepiej ujarzmić, niż w tej chwili. Dlatego właśnie, że te ceny były regulowane, więc prywatny wytwórca, czy detalista nie mógł ustalać ceny. Trzeba było akceptować to, co jest. W tej chwili koszty są wrzucane w ceny towaru i dlatego ceny nam tak potwornie rosną. Tak to sobie przynajmniej tłumaczę. Ja się ciągle opieram na tym samym wskaźniku procentowym, nie biorę pod uwagę, że mamy taką inflację, to sobie o tyle podniosę. Absolutnie, ciągle jest ten sam wskaźnik procentowy, który doliczam do ceny zakupu. A te ceny zmieniają się niemalże z tygodnia na tydzień.

A lata przełomu i raczkującego kapitalizmu były dla Pani okresem trudnym, czy poczuła Pani, że teraz może rozwinąć skrzydła?

Jeżeli ktoś jest stoikiem, to zdecydowanie było mu trudniej, bo trzeba było wykazać dużo inicjatywy, żeby pozyskać rynek. Na pewno można był rozwinąć skrzydła, bo każdy z nas mógł robić, to co uważał za słuszne i albo zaryzykował, albo bał się.

Pani się zatem chyba nie bała, skoro dzisiaj o tym wszystkim rozmawiamy?

Praca w tym sklepie nauczyła mnie pokory, cierpliwości, szacunku do drugiej osoby i uczciwości. To sprzyja pozyskiwaniu i zatrzymywaniu klienta. On powraca z zaufaniem. Często słyszymy, że dobrze doradzamy, mamy cierpliwość. Nie raz klientki są stremowane, że porozkładałyśmy tyle piżamek, czy tyle włóczek, a one się nie zdecydowały. Ale przecież każdy ma prawo się zastanowić. To jest to, co powinien mieć każdy sprzedawca i każdy, kto ma kontakt z klientem. Klientowi jest potrzebna uwaga, cierpliwość, nie można być opryskliwym. Mamy dziesiątki klientów dziennie i każdy jest inny. Trzeba być troszkę psychologiem, bo każdy oczekuje czegoś innego, każdy ma inną naturę. Nie można niczego narzucać, okazywać zniecierpliwienia. Klient powinien czuć się zaopiekowany, wyczerpująco obsłużony i myślę, że taką atmosferę tutaj stwarzamy.

Tak sobie myślę, że większość klientów to kobiety, mam rację?

Tak, ale panowie też przychodzą. Są zainteresowani bielizną, skarpetami. Są wybredni i wiedzą czego chcą. Ale często panowie są też wysłannikami swoich żon. Wtedy przychodzą z karteczką, albo zdjęciem w telefonie. Często się wtedy czują jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany. Czasami zdarza się, że taki pan nie bardzo wie co ma powiedzieć i po prostu pokazuje SMS-a od żony. Panowie to spory procent klientów. Nawet jedna trzecia.

Czym różnią się klientki z 2022 roku od tych klientek z 1982 roku?

Na pewno są bardziej wymagające i na pewno są zdecydowanie bardziej spokojne, mniej zestresowane. Nie ma tej walki o towar, wszystko jest dostępne. Obserwuje panie przez te wszystkie lata. Mam możliwość zaobserwować przemijanie. Pamiętam panie z lat 80-tych i widzę je dzisiaj. Są wyciszone, zdystansowane, nie wydzierają sobie – bo tak dosłownie to wyglądało kiedyś – towaru z rąk. Są bardziej świadome zakupów, nie kupują na łapu-capu, bo coś się pojawiło. Wiedzą czego szukają i mają wyższe wymagania. Ja tu absolutnie bubla nie sprzedam, bo od razu stracę klientkę.

Dużym segmentem towaru w Pani sklepie są akcesoria do rękodzieła. Mam wrażenie, że zmieniło się postrzeganie rękodzieła. Dawniej kobiety robiły różne rzeczy, bo musiały. Dzisiaj jest to hobby, a produkt jest traktowany nawet jako dobro luksusowe. Czy także Pani zauważa te zmiany?

To dokładnie tak wygląda. Wydaje się, że rękodzielnictwo powinno zamierać, bo przecież ozdoby świąteczne, serwetki są dostępne w sklepach z chińszczyzną za grosze. Takie skrzaty świąteczne można już kupić za kilkanaście złotych, a kupując materiał i robiąc samemu zapłaci się zdecydowanie drożej, ale satysfakcja ze zrobienia tego powoduje, że panie chcą to robić. I obserwuję, że rośnie liczba klientek, które chcą to robić. Przychodzi na przykład pani z 11-letnią córką. Kupiła dziewczynce maszynę do szycia i ona się w ten sposób realizuje. Kto by pomyślał, że dziewczynka w tym wieku szyje coś kreatywnego na maszynie. Ale tak jest, mamy mnóstwo dzieci. Nawet chłopców. Całą zimę przychodził do nas chłopiec, który kupował różnego rodzaju włóczki i zawsze był zdecydowany i wiedział czego chce. Był zorientowany w nazwach włóczki, w składach. Byłyśmy zszokowane (śmiech).

To się wynosi z domu?

Myślę, że tak. To się wynosi z domu, bo jeżeli ma się babcię, która coś potrafi pokazać i przekazać ten bodziec, to dziecko wyraża wolę uczenia się takich rzeczy. Ale jest też druga grupa osób. Tych, które widzą jak ktoś robi i nawet jak nie ma im kto tego pokazać, to sobie włączają „krok po kroku” i w taki sposób uczą się robić same czy to na drutach, czy szydełkować. Bardzo dużo osób tak robi.

W Pile pasmanterie można policzyć chyba na palcach jednej ręki. To dla Pani sytuacja komfortowa, bo nie ma zbyt silnej konkurencji, czy przeciwnie, uważa Pani, że ta konkurencja jest potrzebna?

Zdrowa konkurencja jest jak najbardziej potrzebna, to nie ulega wątpliwości. Zresztą tu w okolicy też od jakiegoś czasu jest sklep pasmanteryjny. Były czasy, gdy po drugiej stronie ulicy był sklep z tkaninami i pasmanterią i jakoś nie wykończyliśmy się. Myślę, że rozsądek, cierpliwość i pokora to naprawdę są cechy potrzebne w handlu. Ale jeśli ktoś otwiera handel, czy usługi z zamiarem, że „ich wszystkich wykończę”, to nie jest dobre, bo bardzo szybko można wykończyć samego siebie. Jeżeli zakłada, że w rok się dorobi nie wiadomo czego, to nie, tak to nie działa. Trzeba cierpliwości, powolutku. Ja zawsze uważałam, że łyżeczką, tyle, żebym przetrawiła, bo można się zakrztusić.

Skoro rozmawiamy między innymi o tym jak zmieniały się warunki do prowadzenia biznesu, to jak jest dzisiaj?

Wydaje mi się po prostu, że historia zatoczyła koło. Bo patrząc na dzisiejsze realia, mam wrażenie, że ja to już kiedyś przerabiałam, na przykład w sferze podatków. Ale zawsze mówię, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wszystko co było do przeżycia, to przeżyłam – całą ta naszą gospodarcza pierestrojkę. Od 1982 roku to dzisiaj naprawdę wiele się działo, ale zawsze podchodziłam do tego z pokorą i jakoś udało mi się to przeżyć.

Ale te lata to nie tylko ekonomia, to też ludzie, prawda?

Przychodzą klientki i wspominają. Kiedyś przyszła pani, którą pamiętam od zawsze. W międzyczasie dorosła jej córka i przyszły z wnuczką. Pani do mnie mówi, że jej córka często wspomina taki fakt: kiedy smołowano dachy, na nóżkę spadł jej kleks smoły i że ja ją zabrałam na zaplecze, zdjęłam masło ze swojej kanapki i czyściłam jej nóżkę. One to do dzisiaj pamiętają. Ja już tego nie pamiętałam, a to takie sympatyczne po tylu latach.

Czy kiedy prowadzi się sklep o tak konkretnym profilu można mówić o planach na rozwój, o planach na przyszłość?

Wydaje mi się, że do pewnego stopnia osiągnęłam cel, który w przeszłości był moim marzeniem. Zawsze chciałam mieć dużo bielizny. Żebym mogła klientce pokazać dziesięć staników, a nie dwa. Wydaje mi się, że pewien pułap osiągnęłam. A rozwój? Dzisiaj są takie czasy, że raczej walczymy o przetrwanie. Więc to jest moim marzeniem, żebyśmy tutaj przetrwały, a to co się dzieje wokół nas, się uspokoiło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto