Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bicie zamiast resocjalizacji w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Łobżenicy. Patologia trwała od lat?

Agnieszka Świderska
Agnieszka Świderska
Fot. mow-lobzenica.pl
Brutalne bicie wychowanków za przyzwoleniem, a nawet na zlecenie wicedyrektora ds. wychowawczych - takie “metody” wychowawcze miały być stosowane w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Łobżenicy. Tę bulwersującą sprawę ujawniło radio ZET. Z wpisów byłych wychowanków znalezionych w sieci wynika, że patologia trwała od wielu lat.

Bicie wychowanków w MOW w Łobżenicy. "Bili mnie po twarzy, kopali"

Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy w Łobżenicy to placówka resocjalizacyjno-wychowawcza dla dzieci od 13 roku życia. Trafiają tam za przejawy demoralizacji czyli notoryczne wagary, alkohol, narkotyki, agresję oraz za pierwsze przestępstwa. W ośrodku mogą uczyć się, zdobywać zawód i przebywać aż do 18 roku życia. Z kolei ośrodek ma w tym czasie “wyeliminować przyczyny i przejawy niedostosowania społecznego oraz przygotować wychowanków do życia zgodnego z obowiązującymi normami społecznymi i prawnymi”. Według Radia ZET, to, co się działo w murach ośrodka przy ulicy Złotowskiej w Łobżenicy niewiele miało wspólnego z misją MOW. Wychowankowie mieli być dręczeni i brutalnie bici przez innych wychowanków, co odbywało się za cichą zgodą wychowawców, a niekiedy nawet na zlecenie wicedyrektora ds. wychowawczych, który nagradzał chłopców od bicia przepustkami czy drożdżówkami. Radio ZET opisuje historię 18-letniego Piotrka, który kilkakrotnie został dotkliwie pobity przez innych wychowanków.

- Bili mnie po twarzy, kopali. Modliłem się. Bo ja już po prostu tam nie wytrzymywałem. Jak ja bym miał jeszcze miesiąc zostać z tym człowiekiem, to ja nie wiem, czy bym się nie powiesił. Ja tam nie byłem traktowany jak człowiek. Najgorszym śmieciem byłem

- cytuje byłego już wychowanka ośrodka w Łobżenicy Radio ZET.

Nie był jedyny. Radio cytuje również jednego z wychowanków, który brał udział w pobiciu chłopaka, który mając dość bicia i dręczenia próbował uciec z ośrodka: “Dostał taki wpier…, że aż miał jakieś drgawki, a kierownik stał i się cieszył”. Pobicia nie były zgłaszane policji, choć było to obowiązkiem ośrodka.

Bicie wychowanków w MOW w Łobżenicy. "Nie jesteśmy prokuraturą"

Nie wszyscy jednak wychowawcy godzili się na to, co się działo. Wiosną powiadomili Rzecznika Praw Dziecka, Prokuraturę Krajową, Kancelarię Prezydenta, wielkopolskie kuratorium i pilskie starostwo. Kto się zainteresował? Co wydarzyło się od tamtego czasu?

- Dostawaliśmy zgłoszenia dotyczące ośrodka w Łobżenicy. Były w nich przerażające rzeczy. Potraktowaliśmy je poważnie. Po ostatniej kontroli była długa lista zaleceń. Nie jesteśmy jednak prokuraturą. Mamy prawo pytać, ale nie jesteśmy w stanie zweryfikować tego, co mówią nam wychowankowie, nawet gdy podejrzewamy, że mogą kłamać. Teraz w ośrodku będziemy przeprowadzać re-kontrolę, by sprawdzić, czy zalecenia zostały wykonane. Nie spoczniemy dopóki nie doprowadzimy tej sprawy do końca. Tam muszą być podjęte działania, które spowodują radykalną zmianę. To leży w gestii organu prowadzącego (Starostwo Powiatowe w Pile – przyp. red.). Klucz do zmian to nowy dyrektor, który zmierzy się nie tylko z zadaniami na tym stanowisku, ale także z wynikami kontroli i z zarzutami. To będzie trudne, ale nie niemożliwe. Wiem, że był rozpisany konkurs, ale, niestety, nie udał się

– mówi Zbigniew Talaga, wielkopolski wicekurator oświaty.

Chodzi o konkurs rozpisany po tym, jak pod koniec sierpnia rezygnację złożyła dyrektorka ośrodka. Konkurs został nierozstrzygnięty z powodu “niewyłonienia kandydata”. Czy trzeba było czekać aż do złożenia rezygnacji? Jak podaje radio ZET, o sprawie przynajmniej od wiosny wiedział pilski starosta Eligiusz Komarowski. W odpowiedzi na pytania dziennikarki o przemoc w ośrodku napisał o rzekomych pobiciach wychowanków, prowadzonym postępowaniu przez policję z Piły i prokuraturę ze Złotowa i podkreślił, że nikomu nie postawiono w tej sprawie zarzutów.

Bicie wychowanków w MOW w Łobżenicy. Jak gdyby nigdy nic

Czy mógł odwołać wicedyrektora? Zgodnie z prawem oświatowym mogła to zrobić jedynie dyrektorka szkoły. Z kolei starosta miał prawo ją odwołać jeżeli z takim wnioskiem wystąpiłoby kuratorium. Do tego jednak byłoby potrzebne udowodnienie jej czarno na białym rażących nieprawidłowości, a takich dowodów kuratorium nie miało. Dyrektorką w Łobżenicy była dopiero od września 2019 roku (wcześniej - w latach 2012 - 2019 była dyrektorką MOW w Jastrowiu). Czy i jaką wiedzę miała o “metodach” wychowawczych swojego zastępcy ds. wychowawczych? Ustala to złotowska prokuratura.

- Mieliśmy anonimowe informacje, że w ośrodku nie dzieje się dobrze. Obecnie prowadzimy postępowanie w sprawie pobić oraz niedopełnienia obowiązków i braku należytego nadzoru ze strony kadry ośrodka. Musimy ustalić, czy wiedzieli o pobiciach

- mówi Sebastian Drewicz, prokurator rejonowy w Złotowie.

Trwającego od kilku miesięcy postępowania nie ułatwia fakt, iż część wychowanków, których prokuratura chce przesłuchać, jest już w innych ośrodkach, ani trwający konflikt wśród kadry pracowniczej, który również rzutuje na całą sprawę.

W złotowskiej prokuraturze toczy się jeszcze jedna sprawa dotycząca byłego już wicedyrektora. Chodzi o złamanie przez niego zakazu sprawowania funkcji kierowniczych w placówkach pedagogicznych orzeczonego w innej sprawie. Tymczasem wbrew zakazowi wicedyrektor miał być w ośrodku. Jak gdyby nigdy nic.

Bicie wychowanków w MOW w Łobżenicy. NIK(t) nic nie widział

W 2017 roku ośrodek skontrolował NIK. W raporcie z tamtej kontroli można przeczytać, że w ciągu czterech lat od 2012 do 2016 doszło tam do pięciu “zachowań nadzwyczajnych”: czterech pobić i jednego samookaleczenia. Według wychowawców, zdarzenia miały charakter incydentalny. W tym czasie pilskie kuratorium jedenaście razy kontrolowało placówkę. Dwie kontrole zostały przeprowadzone na wniosek Rzecznika Praw Dziecka i dotyczyły kwestii bezpiecznych warunków pobytu wychowanków. Wizytatorzy z kuratorium na alei Niepodległości w Pile nie stwierdzili żadnych nieprawidłowości.

W tym samym czasie wychowankowie i ich znajomi pisali w sieci:

- Byłem w tym ośrodku przez prawie dwa miesiące, bo nie dało się wytrzymać dłużej. Jak tylko przyjechałem w ciągu pierwszej godziny dostałem po ryju i miałem złamany nos. W przeciągu kolejnych kilku dni ukradli mi telefon, a miałem wtedy jeden z najnowszych, który kupiła mi babcia. Potem byłem ciągle szykanowany i bity. I już nigdy tego nie zapomnę

- pisał Przemek.

- Ten ośrodek to dno kompletne. Niszczy człowieka. Moja przyjaciółka tam była. Dopiero po miesiącu mogłam ją odwiedzić. Jak ją zobaczyłam, to się przestraszyłam. Wyglądała jak wrak człowieka. Oko miała podbite, nadgarstek skręcony. No istna masakra

- pisała Ania.

- Dostałem kilka razy po pysku. Kilka razy oddałem. O raz za dużo i wtedy mnie dopadnięto w kilka osób w pokoju i mnie połamali. Poszedłem do szpitala. Okazało się, że mam złamaną rękę w czterech miejscach, nos skruszony i bark wybity. Pozostałem w szpitalu na trochę, bo powiedziałem lekarzowi, że tam jestem tam jestem i że tam mnie pobili, mimo, że powiedzieli, że spadłem z drabiny jak zakładałem firanki. W szpitalu byłem dwa tygodnie i pojechałem z powrotem do ośrodka. Tam się po cichu lekko spakowałem i udało mi się uciec. Ukrywałem się do 18 (lat). Teraz mam 26 lat i do dzisiaj mam fobie przed tym miejscem

- pisał anonimowy były wychowanek.

- Weźcie tą budę spalcie. Byłem tam i zostałem tak pobity, że karetka na sygnale po mnie przyjechała. I za to, że mnie tak pobili zadzwoniłem do wuja i wuja mi pomógł i prawnie mnie z stamtąd wyciągnął. Uciekajcie stamtąd. Lepiej iść do innego ośrodka. Byle nie do tego

- pisał "Bambi".

- Mam pytanie. Da się stamtąd uciec? Mocno napier...? Jak zrobić, żeby się trzymać z tymi którzy rządzą? I podstawowe pytanie. Czy ktoś zechciałby mnie przechować u siebie, bo mam być umieszczony w tym ośrodku? Mógłbym u tego kogoś pracować za jedzenie i nocleg. Zostały mi 2 lata

- pisał "Czarny".

Dyrektorem w tym czasie był ten sam wicedyrektor ds. wychowawczych, który miał zlecać wychowankom bicie Piotrka i innych chłopaków. W ośrodku w Łobżenicy rządził nieprzerwanie od 1998 roku do 2015 roku, kiedy to przeszedł na emeryturę. Wrócił jednak na fotel wicedyrektora.

Bicie wychowanków w MOW w Łobżenicy. A miało być tak pięknie

Zajęcia resocjalizacyjne, terapeutyczne, socjoterapeutyczne, rozwijające zainteresowania i uzdolnienia, kształcenie samodzielności życiowej, ułatwianie adaptacji społecznej, rozwiązywanie problemów emocjonalnych, przygotowanie do pracy zawodowej i życia w rodzinie, udzielanie pomocy psychologiczno-pedagogicznej, edukacja i rozwój potencjałów twórczych - nauka w szkole (w szkole podstawowej i w branżowej szkole I stopnia w zawodach: ślusarz i mechanik pojazdów samochodowych) - tak reklamował się MOW Łobżenicy w informatorze edukacyjnym szkół i placówek prowadzonych przez powiat pilski. O dręczeniu i biciu wychowanków nie ma ani słowa.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto