Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dramat zakryty mgłą zapomnienia. Od tragicznego czwartku minęły 32 lata

Wojciech Dróżdż
Wojciech Dróżdż
Za najtragiczniejszy w skutkach wypadek w powojennej Pile nie bez powodu uważa się wybuch niewypału, do którego doszło 1 września 1958 roku. Bomba zabrała wtedy życie jedenaściorgu bawiącym się nad Gwdą dzieciom! O ile jednak pamięć o tym wydarzeniu wciąż żyje, to bezlitosna zasłona milczenia przykryła inny wielki dramat: wypadek na pilskim dworcu kolejowym. Dokładnie 32 lata temu zginęło na torach aż dziesięciu żołnierzy!

„Piła, czwartek, 19 maja, godziny poranne. Skowyt sygnałów kilkunastu karetek Pogotowia Ratunkowego daje znać, że to nie typowa stłuczka drogowa, lecz poważny wypadek. Na skrzyżowaniu ulicy Towarowej i Okrzei milicjant kieruje ruchem. Ciągną wzdłuż torów kolejowych tłumy gapiów. Miejsce katastrofy widać z daleka: na wysokości ZNTK piętrzą się doszczętnie zniszczone wagony. Gigantyczny stos martwego żelastwa, utrwalony w jednej chwili, ułożony siłą przypadku i dynamiką wielotonowej masy. Jechali do Piły przez pół Polski. (...) czterdzieści wagonów z lekkim sprzętem wojskowym i ludźmi, 1163 tony.”

Zbigniew Sabik, wieloletni dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury „Iskra” oraz dziennikarz telewizyjny, spieszył na miejsce wypadku wraz z inną cenioną dziennikarką, Wiesławą Pinkowską. - Próbowaliśmy pracować, nagrywać materiały. Niestety, błyskawicznie dotarli do nas żołnierze i kazali jechać do budynku Żandarmerii. Tam spędziliśmy kilka godzin, po czym nas wypuszczono. Oczywiście, wszystkie taśmy zostały skonfiskowane.
Nic dziwnego, że śladów po majowej tragedii jest w mediach tak mało.

„Zatrzymali się na południowej stronie pilskiego dworca o godzinie 5:43. Żołnierze spali, czuwały służby wartownicze. (…) O godzinie 7:30 pociąg ruszył. (…) Pociąg wjechał na rozjazd krzyżowy. Jeden z wagonów w środku składu (prawdopodobnie dziewiętnasty) wyskoczył z szyn, najechał kołami na iglicę kolejnego rozjazdu, przestawił go w kierunku toru 110. Tam też pojechały następne po dziewiętnastym wagony. (…) Wagon dziewiętnasty jechał po podkładach szyn. Na torze nr 110 stał zestaw wagonów z cegłą i kręgami betonowymi. Wykolejony wagon rozwalił latarnię, semafor, koziołki przy rozjeździe i uderzył bokiem, prawą stroną w wagony towarowe z cegłą i kręgami; na niego natomiast wjechały wagony następne – jadące po torze 110. W wagonach w środku składu spali żołnierze.”

– Bardzo dobrze pamiętam tamten wiosenny dzień, miałam właśnie dyżur w laboratorium. W pewnej chwili cały szpital stanął na równe nogi, to była wielka akcja. Po korytarzu biegał ówczesny dyrektor lecznicy, Józef Pawlicki, ranni trafili na stoły operacyjne. Rzecz działa się jeszcze w starym szpitalu na Górnym. Zmarłych umieszczono w nieistniejącej już kostnicy przy ulicy Lotniczej – relacjonuje pilanka, Danuta Szkodzińska.
Pomoc nadeszła najszybciej, jak to możliwe. Niestety, nie wszystkim młodym ludziom uratowano życie.

„Huk, piętrzące się wagony i tumany kurzu słyszeli i widzieli dyżurni z nastawni. To oni o godzinie 7.36 zawiadomili Pogotowie Ratunkowe i Komisariat Kolejowy MO. (…) Sześć osób zginęło na miejscu katastrofy, ich ciała były zmasakrowane. Dwóch żołnierzy zmarło w izbie przyjęć szpitala, tuż po przywiezieniu. Dwóch następnych, wskutek obrażeń wielonarządowych, zmarło na sali operacyjnej oddziału intensywnej opieki medycznej. 16 rannych opatrzono i przewieziono do szpitala wojskowego – życiu żadnego z nich nie zagrażało już niebezpieczeństwo.”

Jedną z nielicznych osób, która widziała zdarzenie z bliska, był Jerzy Simiński, ówczesny milicjant, pracujący na co dzień w Komisariacie Kolejowym: - To był ciepły, słoneczny dzień. Służbę zacząłem o szóstej rano razem z Wiesławem Tylerem. Wojskowy eszelon był jednym z wielu, jakie w tamtych czasach przejeżdżały przez Piłę. Około 7:30 pociąg ruszył w dalszą trasę, na północ. Widziałem go przez okno, ale nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi. Chwilę później dostaliśmy sygnał o wypadku. „Wykoleił się pociąg” - usłyszeliśmy od dyżurnych w nastawni, po czym natychmiast poinformowaliśmy komendanta. Później całością akcji kierował już przełożony z komendy wojewódzkiej. Pobiegliśmy na miejsce. Ryk syren był wyjątkowy, przeszywający, a widok tragiczny. Wagony piętrzyły się jeden na drugim, uległy zmiażdżeniu. Maszynista, który prowadził lokomotywę spalinową (tak zwanego „Rumuna”), stwierdził, że w pewnym momencie maszyna zaczęła ciężej się toczyć, ale nie spostrzegł od razu, co się dzieje. Po wypadku stanęła cała stacja. Ciała zmarłych układano między torami. Nad miejscem zdarzenia krążył helikopter.
Jak twierdzi pan Jerzy, nie zabrakło gapiów, którzy próbowali zobaczyć, co wydarzyło się na torach. Patrzyli przede wszystkim pracownicy ZNTK, którzy masowo powchodzili na fabryczny płot. Nikt jednak nie mógł się przedostać przez szczelny kordon wojskowych, którzy dotarli na miejsce z Wyższej Oficerskiej Szkoły Samochodowej i zabezpieczyli teren. - Służbę skończyłem o 14. Wtedy też pojechałem do domu. Wcześniej sporządziłem służbową notatkę na temat wypadku. Jej treść na pewno można znaleźć w policyjnym archiwum. O tej tragedii rozmawialiśmy w pracy jeszcze długo. Nikt nam tego nie zabraniał. Wiem od kolegi, który pracował jako śledczy, że jeden ze zmarłych parę dni wcześniej wziął ślub. Odszedł tragicznie, serce przebiła mu deska. Inny żołnierz miał zmiażdżoną czaszkę… Mocno przeżyłem tamtą tragedię. Nieraz nie mogłem z tego powodu zasnąć. Powypadkowe ekspertyzy trwały długo. Podobno jeden z wagonów miał niewłaściwie wyważone koło, które wyskoczyło z toru...

Jak poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej, w wyniku kolejowej katastrofy zginęło dziesięciu żołnierzy: st. chor. Walery Grygorowicz (32 lata), chor. Krzysztof Siuda (25 lat), st. sierż. Andrzej Maniak (33 lata), st. szer. Mirosław Brodzikowski (22 lata), st. szer. Andrzej Jordan (20 lat), st. szer. Marek Pacek (22 lata), szer. Tadeusz Jakobczyk (22 lata), szer. Jerzy Rosik (21 lat), szer. Robert Skrzypczak (21 lat), szer. Artur Szyszka (24 lata).

PS. Cytowane fragmenty pochodzą z artykułu red. Jacka Prześlugi, napisanego dla „Tygodnika Pilskiego” (wydanie z 29 maja 1988 roku). Co ciekawe, o wypadku nie napisano na pierwszej stronie czasopisma, a jedynie w środku, pomiędzy serią innych, bardziej błahych wiadomości.
Pamiętajmy o tej tragedii. Chociaż tyle możemy uczynić dla ofiar majowego wypadku.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto