Inspektorzy sanitarni mimo spektakularnych akcji walki z dopalaczami, groźnym wirusem grypy, zatruciami pokarmowymi, czy choćby ostatnio akcją wzmożonych kontroli na pilskich targowiskach, związanych z epidemią bakterii E.coli w północnych Niemczech, to nadal pracownicy administracji rządowej... trzeciej kategorii.
Chodzi o zarobki, nieproporcjonalnie niskie w stosunku do zadań i wykształcenia, które muszą posiadać, by im sprostać. 9 maja wystosowali więc dramatyczny apel do bezpośredniego płatnika, którym jest wojewoda wielkopolski Piotr Florek. Pismo jest utrzymane jest w poważnym tonie:
- "Obecnie nasze dochody nie wystarczają nawet na wegetację.(...) Jesteśmy zażenowani tym, że popadamy w coraz większe ubóstwo. Pytani o zarobki, pąsowi ze wstydu, nie odpowiadamy, bowiem reprezentując tak ważną instytucję, nikt nam nie uwierzy, że nasze zarobki niewiele przekraczają minimalne wynagrodzenie w Polsce" - piszą pracownicy.
Ile więc zarabiają? W piśmie twierdzą, że 1380 złotych, osiągając zaledwie 50 procent średniej krajowej. Mało, że podwyżek nie mieli przynajmniej od trzech lat mimo, że w 2007 roku na mocy trójstronnego porozumienia rząd obiecał im podwyżki. Czy sytuacja w pilskim Sanepidzie jest aż tak napięta?
- Nastroje są fatalne - przyznaje Danuta Kmieciak, dyrektor. - Zarobki pracowników są żenująco niskie. 1380 zł do tego nieduży dodatek za staż, czasami premia. A przecież zatrudniamy wysokiej klasy specjalistów, chemików, biologów, mikrobiologów. Robią specjalizacje które nierzadko trwają pięć lat - tłumaczy. - A kiedy są podwyżki w służbie zdrowia, my jesteśmy omijani, bo twierdzi się, że jesteśmy administracją rządową, z kolei kiedy podwyżki są w administracji, to wtedy traktuje się nas jak służbę zdrowia i znowu nie dostajemy nic.
Inspektorzy są tym bardziej oburzeni, że ich pracę się docenia tylko wtedy, gdy trzeba wykonywać spektakularne rządowe akcje, jak choćby te z dopalaczami. Nie inaczej jest teraz, kiedy wzmożono kontrole na targowiskach.
- To działania niezaplanowane. Musieliśmy pobierać próbki warzyw z Hiszpanii, które trafiły też do Piły. Pojawiły się pomidory, ziemniaki a nawet rzodkiewki. W sytuacji epidemii spowodowanej groźną bakterią E.coli widać, jak jesteśmy potrzebni. Ale dobre słowo nie wystarczy - dodaje dyrektor Kmieciak.
Apel o podwyżki do wojewody (a także parlamentarzystów) wystosował nie tylko pilski Sanepid, ale wiele innych stacji z całej Wielkopolski. Wszystkie stacje biedują. Czy jest szansa, że apel coś zmieni? Wojewoda pismo przesłał do Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego, prosząc go o opinię. Inspektor Andrzej Trybusz potwierdza, że płace są niskie, a pracy dużo.
- Średnia płaca wynosi 2451 zł brutto. Ale podwyżki płac w całej administracji państwowej od trzech lat są zamrożone. Dysponujemy budżetem takim samym, jak trzy lata temu, a przecież wzrosły wszystkie koszty. Płace pochłaniają już 93 procent naszego budżetu - tłumaczy. - Stacja Sanepidu w Pile jest o tyle w lepszej sytuacji, niż mniejsze placówki, np. w Grodzisku, że posiada własne laboratoria i może wykonywać komercyjne badania za pieniądze.
Ale czy inspektorzy mają szanse na podwyżki płac?
- Wątpię, żeby znalazły się na nie pieniądze, mimo że ich pracę oceniam wysoko.
Czy pracownicy Sanepidu zrobią następny ruch?
- Strajkować nie możemy - odpowiada dyrektor Kmieciak.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?