Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdybym nie wierzył, że wygram, dałbym spokój

Redakcja
Ze Zbigniewem Kosmatką, kandydatem lewicy na senatora rozmawia Ewa Auer

Ciągnie jednak pana do polityki. Radny to za mało? Nasuwa się jeszcze jedno pytanie: po co to panu?
Przyznam, że wcześniej o tym nie myślałem. Zresztą przez minione 16 lat nie miałem żadnej tego typu propozycji. Ale jakieś półtora miesiąca temu SLD zaproponował mi start w wyborach parlamentarnych. Początkowo prowadziliśmy rozmowy na temat mojego kandydowania do Sejmu, ostatecznie stanęło na Senacie. Osobiście bardziej mi to odpowiada, bo w tych wyborach liczy się przede wszystkim nazwisko.

No właśnie, w Pile jest pan znany, w terenie raczej nie. Mamy wprawdzie mniejszy okręg do senatu, obejmujący jedynie pięć powiatów, ale w ostatecznym rachunku na pewno nie będą liczyć się tylko głosy z Piły.
Dlatego w kampanii zamierzam skupić się właśnie na terenie. Tam z pewnością pomoże mi szyld SLD. Ale wierzę, że za moją kandydaturą przemawiać też będzie moje bogate doświadczenie samorządowca. Byłem prezydentem jakby nie było stolicy okręgu.

Może to naiwne pytanie, ale wierzy pan w wygraną?
Jak się na coś decyduję, to w to wierzę. Gdyby było inaczej, nie zdecydowałbym się kandydować.

Przyjdzie się panu zmierzyć z Mieczysławem Augustynem z PO, z Januszem Kubiakiem z PiS, z Ryszardem Goławskim z PSL no i pewnie z senatorem Henrykiem Stokłosą, który wprawdzie nie potwierdził jeszcze startu w wyborach, ale pewnie się zdecyduje. Kogo się pan boi?
Gdybym się kogoś bał, to dałbym sobie spokój i dalej byłbym tylko radnym. Ale sądzę, że stoczę walkę z kandydatem PO i senatorem Stokłosą.

Zna już pan gorycz porażki, skąd taka wiara w zwycięstwo, skoro nawet w samej Pile przegrał pan niedawno z kandydatem PO?
Nastroje polityczne ciągle się zmieniają. Odnoszę wrażenie, że dzisiaj wiele osób widzi już różnicę między pragmatyzmem a obiecaniem gruszek na wierzbie. Samorząd tym się właśnie różni od parlamentu, że obietnice można zamienić na konkretne rzeczy i być z nich rozliczanym. W parlamencie to praca długofalowa i gra zespołowa wielu ludzi, podobnie też wygląda kampania wyborcza. Senatorem zostanie ten, kto uzyska najwięcej głosów. I uważam, że liczyć się będzie każdy głos, a różnice mogą być niewielkie. Obecnie nie ma już jednego faworyta

Czym ma zamiar zająć się pan w senacie?
Naturalnie tym, na czym się znam, czyli sprawami dotyczącymi samorządu. By mogły działać sprawniej należy jeszcze wiele zmienić.

Jak panu w takim razie podoba się Ruch "Obywatele do Senatu" pod wodzą prezydenta Wrocławia? Nie myślał pan aby do niego dołączyć?
Mam mieszane uczucia, zwłaszcza co do pana Dutkiewicza. Pamiętam, jak swego czasu należał do Platformy Obywatelskiej potem stał się niezależny. Wydaje mi się, że bardziej pracuje na własny kapitał polityczny, który zechce wykorzystać w przyszłości. Bliżej mi do SLD, choć jego członkiem nie jestem, to zawsze byłem człowiekiem lewicy. Dlatego śmieszą mnie dzisiaj wypowiedzi niektórych, że decydując się kandydować z ramienia SLD, w końcu przyznałem się kim jestem. A ja przecież nigdy tego nie kryłem.

Kiedy zacznie pan kampanię i do jakich środowisk uderzy?
Sądzę, że we wrześniu, po wakacjach. Z pewnością bliskie jest mi środowisko emerytów, działkowiczów, oświaty, sportu.

Kampanie wyborcze kosztują. Stać pana na nią?

Co nie co odłożyłem ze swoich zarobków, które z taką lubością publikowała prasa.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto