Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jubileusz pachnący wiosną. Polonia wciąż (prawie) na szczycie

Wojciech Dróżdż
Wojciech Dróżdż
Świat przyhamował, wielu z nas mimowolnie zostało w domach. Dobry to czas, żeby wrócić do wydarzeń z przeszłości. Niekoniecznie odległych, jednak z pewnością kolorowych i radosnych. Na przykład takich, jak te żużlowe, dokładnie sprzed dwóch dekad.

Wiosną 2000 roku Polonia Piła, wspierana przez koncern Inco Veritas, producenta płynu „Ludwik”, sposobiła się do obrony mistrzowskiego tytułu. Już bez Nielsena, który motocykle zamienił na ciepło domowego ogniska, ale wciąż z dużymi ambicjami i godnym następcą. Rolę lidera pilskiej drużyny miał pełnić od tej pory Chris Louis. Trzydziestoletni Brytyjczyk nie był wirtuozem żużla, ale ambicji i profesjonalnego podejścia do ukochanej dyscypliny nigdy mu nie brakowało. W ponownej wędrówce na szczyt, w roli liderów – przewodników, mieli Chrisowi towarzyszyć przede wszystkim Rafał Dobrucki i Jacek Gollob. Trzech pilskich muszkieterów mogło liczyć na solidne wsparcie drugiej linii, z wciąż niepełnoletnim Jarosławem Hampelem i walecznym Robertem Flisem na czele. A przecież zespół tworzyli także Brian Karger, Andy Smith, Jesper Jensen, Kai Laukkanen, Tomasz Gapiński, no i ten, który dopiero raczkował w dorosłym żużlu – Robert Miśkowiak. Taki skład gwarantował emocje i dawał duże szanse na kolejny medal w lidze. Czy znowu złoty? Jedno było pewne - rywale nie chcieli bić pokłonów przed aktualnym mistrzem Polski. Poza tym – bądźmy szczerzy – w 1999 roku, we wspinaczce na Olimp Polonia miała sporo szczęścia. Trudno jednak za to winić naszych reprezentantów.
Zanim słońce zaświeciło mocniej, a kibice schowali zimowe kurtki na poddasze, Poloniści rozegrali przy Bydgoskiej dwa mecze towarzyskie. W marcu nikt już nie myślał o kasandrycznych przepowiedniach, wróżących koniec świata wraz z nadejściem roku jubileuszowego. Wiosną na Zamościu liczył się tylko żużel. Wejście w sezon pilanie mieli królewskie. Wygrane z wrocławską Spartą i leszczyńską Unią pozwalały snuć najśmielsze plany. Zwłaszcza znokautowanie Wielkopolan (67:23!) utwierdziło pilan w przekonaniu, że bez Nielsena też jest życie. Ale powoli. Liga miała się dopiero zacząć. A to już zupełnie inna półka niż „jakieś tam” treningi.
Karuzela ruszyła drugiego kwietnia, dokładnie pięć lat po debiucie Polonii w ekstraklasie. Do Piły przyjechała ekipa z Gorzowa, która trzy lata wcześniej sprzedała swoją historyczną nazwę firmie „Pergo”. I była bliska wywiezienia z Bydgoskiej pierwszych w historii dwóch punktów. Choć zawiódł na całej linii Piotr Świst, to inni gorzowianie spisali się na medal. Zwłaszcza Tomasz Bajerski, którego forma zazwyczaj falowała jak tsunami. Ale nie tym razem, bo w Pile zaprezentował się wybornie. Równie dobrze wypadł zestresowany Chris Louis. To dzięki jego szarży w piętnastym wyścigu Polonia wyszarpała meczowy remis. Początek był więc chropowaty, ale – biorąc pod uwagę skuteczny finisz – wyszedł całkiem nieźle. Ówczesny trener pilan, Marek Cieślak, mógł odetchnąć z ulgą.
Moc Wielkopolan została poddana kolejnej próbie tydzień później w Częstochowie. Podczas gdy nasze siatkarki skutecznie walczyły o obronę złotych krążków mistrzostw Polski, Dobrucki i spółka podbili Jasną Górę. Wygrywając z Włókniarzem różnicą pięciu punktów udowodnili, że etatowi faworyci z Bydgoszczy nie mogą spać spokojnie.
I to właśnie zespół Tomasza Golloba był kolejnym przeciwnikiem drużyny Cieślaka. Lider reprezentacji Polski był wtedy najlepszym żużlowcem na świecie. Niekoronowanym numerem jeden. Potwierdził to w Pile, zdobywając komplet punktów. To jednak nie wystarczyło na równiutko jeżdżącą siódemkę gospodarzy. Heroizmem zaimponował Hampel, który po fatalnie wyglądającym zderzeniu z Przemysławem Tajchertem zdołał jeszcze wrócić na tor i zdobył kolejnych sześć punktów! Tylko czy nie ryzykował przez to własnym zdrowiem? Dodam, że następnego dnia Jarek obchodził osiemnastkę.
W 2000 roku święta Wielkiej Nocy przypadły wyjątkowo późno. Było gorąco. Powietrze kusiło do sięgnięcia po krótkie spodnie. W upalny Lany Poniedziałek pilanie wybrali się na wybrzeże. Gospodarze z Gdańska mieli medalowe aspiracje, ale ich plany spełzły na niczym – jesienią… płakali po spadku z ekstraligi! Traf chciał, że właśnie w starciu z pilanami spisali się na medal, pokonując Polonię 53:35.
Niestety, nie był to jednorazowy wypadek przy pracy. Inny pretendent, który sezon zaczął kulawo – wrocławski WTS – przyjechał do Piły w Święto Konstytucji. Przebudzona Sparta niespodziewanie wygrała trzema punktami! Posypały się gwizdy i kary. Prezes Wilczyński zażądał sporej kwoty o tych, którzy jego zdaniem zawiedli najbardziej: Golloba i Hampela. W przypadku naszego młodzieżowca efekt był odwrotny od zamierzonego – urażony Jarosław przedstawił klubowi zwolnienie lekarskie i na następne spotkanie do Leszna w ogóle nie pojechał. Na stadionie Smoczyka wystartował za to starszy z Gollobów. I był najlepszym jeźdźcem widowiska wygranego przez Piłę. - Myślę, że tym razem kary nie będzie – powiedział po ostatnim wyścigu.
Po myśli Polonii przebiegł dwumecz z torunianami, bo tak trzeba nazwać zdobycie trzech punktów na zawsze trudnym rywalu z miasta Kopernika. Podobnie było z pilsko – leszczyńskim rewanżem, który od początku do końca mieliśmy pod kontrolą.
Ligową wiosnę po pilsku A.D. 2000 domknął dramatyczny mecz na Dolnym Śląsku, we Wrocławiu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że dwa punkty pojadą nad Gwdę, ale ten scenariusz trafił do kosza na ostatnim okrążeniu piętnastego wyścigu. Atakowany zawzięcie przez Hancocka Dobrucki jechał na czele do momentu, w którym pękła opona w jego motocyklu. Zamiast trzech punktów naszego lidera było więc zero, a Polonia – zamiast zwycięskiego rewanżu za majową wpadkę – wróciła do domu z remisem.
W czerwcu na najwyższe obroty wskoczyła nasza młodzież, która podczas przeprowadzonego w Pile finału mistrzostw Polski par dla juniorów bezapelacyjnie sięgnęła po złoto. Po profesorsku pojechał Hampel, który w sześciu wyścigach przywiózł komplet osiemnastu punktów.
Tak się kończy pierwsza część marszu Polonii Piła po kolejny i ostatni – jak dotąd – medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Być może nadarzy się jeszcze okazja do prezentacji następnej części wspomnień. A może samo życie napisze wreszcie jakiś radosny rozdział w dziejach pilskiego żużla? Oj, przydałoby się! W końcu ile można delektować się wyłącznie przeszłością?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto