Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karina Kończewska czyli Taka Ja Marynarza. Pokonała raka, wywalczyła marzenia [SYLWETKA]

Agnieszka Świderska
Fot. Agnieszka Świderska
Karina Kończewska, blogerka, autorka książki "Droga do marynarza". Jest jedną z tych osób, których życie z powodu choroby pisane jest często nieopisanym bólem. Jednocześnie jest jedną z najbardziej pozytywnych osób w tym kraju nad Wisłą. Zaraża wiarą. Nie w cuda, ale w marzenia.

Taka ja marynarza czyli Karina Kończewska, blogerka, autorka książki ,,Droga do marynarza. Prawdziwa historia”. Przypadkiem natrafiłam na jej profil na Facebooku. Ktoś z moich znajomych, kto znał ją wcześniej, udostępnił post, w którym Karina kilkadziesiąt razy powtarza wyznanie ,,chciałam wtedy żyć”. Kim jest kobieta, która wyznaje publicznie życiu taką miłość? Niedawno w Pile, bo ma tu przyjaciół, poznałam ją osobiście. Ją i jej marynarza, Piotra. Łatwo było ją rozpoznać. Nie rozstaje się z uśmiechem. Nawet gdy mówi o rzeczach, które nie są do śmiechu. Jak rak. Mięsak Ewiga, który uderzył w jej życie w 1994 roku. Miała wtedy 13 lat i nie liczyło się nic poza koszykówką.

Ze statystyk dotyczących zachorowalności wynika, że Mięsak Ewiga atakuje najczęściej między 10 a 20 rokiem życia. Zabiera szkołę, przyjaciół, pierwsze miłości. Nie daje nic w zamian oprócz bólu. Karinie udało się go pokonać, choć groziła jej amputacja. Szybko miejsce raka zajęło inne piekło. Była pierwszą pacjentką w Polsce, której wszczepiono endoprotezę stanu kolanowego. Po pierwszym wszczepieniu cierpiała z powodu poluzowanej końcówki implantu: cement wbijał się jej w mięśnie. Przy drugim zarażono ją gronkowcem złocistym i rana ciągle się otwierała.

Przeżyła już 34 operacje. Nie wie kiedy będzie musiała przeżyć kolejną. Zdarzało się, że była operowana bez znieczulenia, bo była zbyt słaba, by podać jej narkozę, albo narkoza była zbyt słaba, by zadziałać. Zna tysiąc odmian bólu. Potrafi odmienić go w każdym przypadku. Nie boli tylko miłość, jeżeli jest dobrze kochana. Taka jak jej i Piotra. To z powodu takich jak oni ludzie wciąż wierzą w bajki.

- Ja, Kopciuszek, chora, kulawa dziewczyna, w której zakochuje się książę w mundurze - mówi Karina Kończewska. - To brzmi jak bajka i jest bajką. A kto zabroni życiu być bajką? Przez te wszystkie lata walczyłam nie tylko o życie, ale także o szczęście. O miłość. O córkę.

Marzenie o córce wykrzyczała w książce, bo jak mówi, o marzeniach trzeba mówić głośno, nie wolno ich dać zagłuszyć.

- Może dlatego się spełniło - mówi autorka ,,Drogi do marynarza”. - Teoretycznie nie miałam przecież szans na macierzyństwo, bo w okresie dojrzewania chemia wszystko we mnie wypaliła. W życiu, nie w teorii, dwa lata temu zostałam mamą Laurki. Wierzę w moc pozytywnego myślenia. W to, że nie ma przypadkowego szczęścia. Ty sam wybierasz, czy jesteś szczęśliwy. Dla mnie nie ma na przykład złej pogody, a tysiące innych ludzi w deszczu znajdzie powód, żeby być nieszczęśliwym. Prawdziwym problemem nie jest brak szczęścia, ale brak chęci bycia szczęśliwym.

W szczęściu jest artystką. Zrobiła z niego sztukę ważną dla kilkudziesięciu tysięcy, bo tyle osób śledzi na Facebooku jej codzienną miłość do życia. Mistrzami w tej sztuce byli dla niej rodzice. Teraz razem z Piotrem chcą być mistrzami dla córeczki Laurki.

- Życie wymaga odwagi, bo odwaga jest potrzebna w walce, a my cały czas walczymy. Jedni z chorobą, inni z biedą, jeszcze inni z bezprawiem, a jeszcze inni walczą o miłość. Żeby trwała. Nie wierzę, że jest ktoś, kto z niczym albo o nic nie walczy. Walka z rakiem niczym nie różni się dla mnie od walki z lenistwem, bo w obu przypadkach można stracić życie. Nie ma dla mnie nic gorszego od siedzenia na kanapie. Od braku pomysłów. Od użalania się. Od szukania wymówek na to, by marnować czas i siebie. Żeby tylko przypadkiem nie być szczęśliwym czy spełnionym. Tak, jestem spełniona jako kobieta, matka, kochanka. Jestem spełniona zawodowo. Cieszę się z tego i jestem z tego dumna.

Rak? To nie wyrok. Nieszczęśliwa miłość? Najlepszym lekarstwem jest nowa. Wie o czym mówi, bo przed Piotrem była już mężatką. Siedem chudych lat. Teraz trwają już trzy bogate. Plan jest taki, by trwały zawsze.
Książki nie było w planach. Narodziła się już w Trójmieście. Piotr robił kurs na pierwszego oficera. Siedział do późna. Karina myślała o blogu. To Piotr zmienił ten pomysł w coś więcej: To musi być książka, żeby ludzie wiedzieli, że ze wszystkiego można wyjść. Napisała ją w cztery dni.

- Pisało mi się tak łatwo, bo to było przecież moje życie, a właściwie to taki duży skrót z niego - mówi.

Czy można zrobić skrót z piekła? Można. Czy może być ważny dla innych? Może, bo ból choć od ponad dwudziestu lat jest z nią nierozłączny, to nie ma Kariny na wyłączność. Tak jak nie definiuje jej kalectwo. Najbliższa prawdy o niej jest zdjęcie z okładki książki. Stoi obok Piotra z pierwszą endoprotezą w ręku. W moro. Gotowa do walki. O siebie. Swoją kobiecość. Bierze udział w projektach coachingowych, które mają za cel, by kobiety uwierzyły w siebie, swoje piękno, siłę i możliwości.

- Nie rozumiem kobiet, które szukają swojego piękna w gabinetach medycyny estetycznej - mówi Karina. - Nigdy nie retuszuję swoich zdjęć. Widać moje plamy ciążowe, widać moje zmarszczki, widać moje krzywe zęby. Ja to lubię, bo to jestem ja. Po co mam retuszować? Po to, żebym siedziała później w domu i beczała, że nie mogę wyjść po bułki, bo mnie wszyscy zobaczą. Blizna na bliźnie to ja. To moje ciało. Dzięki Piotrowi pokochałam je. Dał mi pewność, której wcześniej mi brakowało, bo całe życie byłam wyśmiewana. Wiem jak smakują słowa potwór i kaleka. Wiem jakie to uczucie ,,być dziełem sztuki” jak w książce Erica-Emmanuela Schmitta.

Może dlatego tak bardzo lubi uświadamiać piękno innym kobietom. Ubierać je. Malować. Jednym pociągnięciem szminki sprawić, by poczuły się wyjątkowe. To jej zawód. I pasja. Rozmawiamy w kilka dni po tragedii na Nagna Parbat. O pasji Tomasza Mackiewicza.

- Jest dla mnie bohaterem, bo w każdym życiu liczy się pasja, a pasja nigdy nie zabije człowieka nawet jeśli on umiera. Mackiewicz podążył za swoim marzeniem, a kim byśmy byli bez marzeń? Kim byłbym ja? - pyta retorycznie autorka ,,Drogi do marynarza”. Swojej drogi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto