Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kasia Smutniak o swoim najnowszym filmie "Słodki koniec dnia" Jacka Borcucha: Najbardziej interesował mnie bunt [WYWIAD]

Paweł Gzyl
Katarzyna Smutniak
Katarzyna Smutniak Fot. Tomasz Bolt/ Polskapress
Kasia Smutniak to polska aktorka rodem z Piły, która robi karierę we Włoszech. Obecnie oglądamy ją u boku Krystyny Jandy w filmie „Słodki koniec dnia”. Nam opowiedziała o swych życiowych i zawodowych doświadczeniach za granicą.

„Słodki koniec dnia” to pierwszy pani polski film od „Hakera” z 2002 roku. Czy to znaczy, że polskie kino nie interesuje się Panią?

Tak się złożyło. Pojawiały się propozycje w ciągu tych wszystkich lat, ale jak dostawałam ciekawe scenariusze - to akurat nie mogłam się zaangażować w projekt, ponieważ kręciłam coś innego. Dużo pracowałam w ciągu ostatnich dziesięciu lat.

Akcja „Słodkiego końca dnia” rozgrywa się we Włoszech, a pani jest tam teraz popularną aktorką. To dlatego w naturalny sposób trafiła pani do obsady tego filmu?

Ja się śmieję, że Jacek Borcuch miał niewielki wybór: szukał polskiej aktorki we Włoszech i akurat jedna taka tam była. Dla mnie to też było dosyć specyficzne: u mnie w domu we Włoszech była polska ekipa z polskim cateringiem. Było więc trochę po polsku i trochę po włosku.

Praca na polskim planie różni się od pracy na włoskim planie filmowym?

W sumie jest tak samo. Jedzenie jest tylko inne. W Polsce chyba pracuje się też trochę w innych godzinach niż we Włoszech. Polacy zaczynają zdecydowanie wcześniej (śmiech).

Co panią zaciekawiło w „Słodkim końcu dnia”?

Jednym z pierwszych i najważniejszych motywów była możliwość współpracy z Krystyną Jandą

Jednym z pierwszych i najważniejszych motywów była możliwość współpracy z Krystyną Jandą. Oczywiście ważne też było to, że jego reżyserem był Jacek Borcuch, który zauroczył mnie filmem „Wszystko, co kocham”. Scenariusz napisany przez Jacka ze Szczepanem Twardochem był też mocny.

Jak się pani pracowało z Krystyną Jandą?

Trudno to właściwie nazwać pracą. To była po prostu przyjemność. Spędziłyśmy ze sobą wiele czasu na planie. Odkryłam w Krystynie wspaniałą postać i fantastyczną kobietę. Bo to, że jest znakomitą aktorką, wszyscy dobrze wiemy. Nie znałam jej jednak prywatnie i możliwość jej poznania okazała się dla mnie bardzo ważna. To było jedno z tych spotkań, które zmieniają nas na całe życie.

Krystyna Janda podkreśla, że nie podziela poglądów granej przez siebie bohaterki. A jak jest z pani postacią? Czy jest ona pani bliska?

Raczej nie. Ja miałam inną relację ze swoją mamą niż moja bohaterka ze swoją. Moja bohaterka jest nie tylko córką, ale też agentką i sekretarką postaci granej przez Krystynę Jandę. W jakimś sensie jest więc matką dla swojej matki. Poza tym są one mocno skonfliktowane - a ja nie mam konfliktu ze swoją mamą. Mnie najbardziej interesowały w tym filmie relacje w trójkącie babcia-matka-córka. I ten bunt, jaki przechodzą te trzy kobiety w różnym wieku. To było najciekawsze do zagrania.

Mnie najbardziej interesowały w tym filmie relacje w trójkącie babcia-matka-córka. I ten bunt, jaki przechodzą te trzy kobiety w różnym wieku. To było najciekawsze do zagrania

„Słodki koniec dnia” porusza kwestię imigracji, która jest mocno dyskutowana i w Polsce, i we Włoszech. Jakie ma pani poglądy na ten problem?

W Polsce nie ma problemu imigracji. We Włoszech sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W obu krajach jednak dużo się mówi o tej kwestii, a politycy wykorzystują ją do swoich własnych celów. Tak naprawdę to dzięki tym imigrantom włoska gospodarka stoi jako tako na nogach. Osoby, które wykonują we Włoszech najtrudniejsze prace, to imigranci. W Polsce tego nie doświadczacie. Włochy są krajem morskim, więc jest to najbliższy kraj, do którego przybywają uchodźcy z Północnej Afryki i z Bliskiego Wschodu. W Polsce imigranci nie chcą się zatrzymywać na stałe - to nie jest kraj docelowy ich wędrówki. Trudno więc to porównywać.

Pani żyje od wielu lat w dwóch kulturach - polskiej i włoskiej. Jak te doświadczenia wpływają na pani ocenę kwestii imigracji?

Moim zdaniem możemy się od siebie wiele rzeczy nauczyć i wieloma rzeczami możemy się ze sobą dzielić. Żeby mówić o innych kulturach, trzeba najpierw je dobrze poznać. Kiedy przedstawia się je w sposób negatywny, nie znając ich, jest to bardzo niebezpieczne. Żyję od dwudziestu lat we Włoszech i nie miałam nigdy żadnych problemów z asymilacją, bo jest to kraj wielokulturowy.

Żyję od dwudziestu lat we Włoszech i nie miałam nigdy żadnych problemów z asymilacją, bo jest to kraj wielokulturowy

Nawet sami Włosi są różnorodni - posługują się różnymi językami, mają odmienną mentalność, wywodzą się z innych tradycji. Dlatego tam inaczej postrzega się przybyszów z zewnątrz.

Jacek Borcuch powiedział, że „Słodki koniec dnia” opowiada o starej Europie, która powoli odchodzi na naszych oczach w przeszłość. Kiedy pani patrzy w przyszłość, to więcej w pani nadziei czy obaw?

Na razie na pewno więcej obaw. Nie wynikają one jednak z tego, że do Europy przybywają uchodźcy z innych stron świata. Bardziej martwi mnie to, że Europejczycy nie potrafią uczyć się na błędach. Nie wyciągamy wniosków z przeszłości. I tego się najbardziej obawiam. Zaczynamy powielać te same błędy, co nasi przodkowie.

W jaki sposób jako aktorka może pani zabierać głos w tych ważnych kwestiach dla naszej cywilizacji?

Przede wszystkim przez świadomy wybór ról w filmach, które mówią o tych właśnie sprawach. W tym kontekście „Słodki koniec dnia” wydał mi się bardzo istotnym filmem.

Ma pani na swym koncie mnóstwo nagród i wyróżnień przyznawanych przez włoską branżę filmową. Za co Włosi tak panią cenią?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Większość Włochów nawet nie wie, że jestem Polką. Może jedynie wiedzą, że nie jestem Włoszką, bo mam trudne imię i nazwisko do wymówienia. Zostałam zaakceptowana we Włoszech w sposób naturalny.

Współpracowała pani z wieloma znakomitymi reżyserami: od braci Tavianich, przez Ferzana Ozpetka, po Paolo Sorrentino. Z którym z nich współpracę ceni pani najbardziej?

Każdy z tych reżyserów zaznaczył w ważny sposób swą obecność w moim życiu. Z Ferzanem, od kiedy spotkaliśmy się na planie sześć lat temu, zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi i dzisiaj nie jesteśmy w stanie bez siebie żyć. Z braćmi Taviani łączy mnie z kolei delikatna miłość, bo są to niesamowicie wrażliwe osoby. Paolo Sorrentino jest natomiast niepodważalnym i absolutnym geniuszem, którego bez wahania można nazwać współczesnym Fellinimi.

Ma pani w dorobku kilkadziesiąt filmów. Włoska kinematografia oferuje ciekawe role kobietom?

Staram się zawsze wybierać role ciekawe, te, które mnie fascynują albo - przerażają

Nie. Ja staram się zawsze wybierać role ciekawe, te, które mnie fascynują albo - przerażają. Kiedy widzę w roli jakieś wyzwanie albo wydaje mi się, że jej nie podołam - wtedy ją biorę.

Walczy pani obecnie o prawa kobiet we włoskim przemyśle filmowym. Jakie napotyka pani trudności?

We włoskim przemyśle filmowym, w porównaniu do polskiego chociażby, jest o wiele mniej kobiet. Reżyserek jest tylko trzy procent. Dlatego przed nami jeszcze długa droga. Zaczęłam z koleżankami z branży, a potem dołączyły kobiety z innych branż - adwokatki czy lekarki. Założyłyśmy organizację Di Senso Commune, która stworzyła swego rodzaju kodeks zachowań podczas pierwszych kontaktów młodych aktorek z producentami czy reżyserami podczas chociażby castingu. Żeby młoda dziewczyna, która próbuje zaistnieć w świecie filmu, wiedziała, że może odmówić, kiedy ktoś proponuje jej „przesłuchanie” na przykład podczas kolacji. Żeby młode dziewczyny wiedziały, jak się mają zachować. I mówimy tu nie tylko o kobietach.

Żeby młoda dziewczyna, która próbuje zaistnieć w świecie filmu, wiedziała, że może odmówić, kiedy ktoś proponuje jej „przesłuchanie” na przykład podczas kolacji

W 2009 roku wystąpiła pani u boku Johna Travolty w filmie „Pozdrowienia z Paryża”. Wtedy mówiło się, że wrota Hollywood stanęły przed panią otworem. Dlaczego nie skorzystała pani z tej okazji?

Tak się po prostu zdarzyło.

Niedawno ponownie zagrała pani w hollywoodzkim filmie - „Dr. Dolittle”. Ma pani ochotę znowu spróbować zaistnieć za oceanem?

Nie. To był ciekawy projekt i dlatego chciałam w nim wziąć udział. Gdybym chciała mieszkać w Hollywood, to pewnie bym mieszkała. Ale ja nie chcę. Ja chcę mieszkać bliżej rodziny. Nie czułam nigdy, że jestem w stanie cokolwiek oddać lub poświęcić choć kawałek mojego rodzinnego szczęścia dla pracy za oceanem.

Właściwie to ciągnie panią w całkiem inną stronę niż do Hollywood, bo od kilku lat prowadzi pani działalność charytatywną w Nepalu. Dlaczego akurat tam?

To się samo zdarzyło. Bardzo dobrze znałam ten kraj, często tam bywałam. W pewnym momencie spotkałam osoby, którym mogłam zaufać i rozpocząć w Nepalu budowę szkoły dla tamtejszych dzieci.

Co daje pani ta praca w Nepalu?

To już piąty rok od otwarcia szkoły. I zbieramy pierwsze owoce. Możliwość stworzenia możliwości edukacji dla chociaż jednego dziecka - to możliwość realizowania marzeń. Nie tylko tego dziecka, ale całej rodziny czy wioski.

Możliwość stworzenia możliwości edukacji dla chociaż jednego dziecka - to możliwość realizowania marzeń. Nie tylko tego dziecka, ale całej rodziny czy wioski

To jest łańcuch dobrej woli, który sprawia, że korzysta na tym cała społeczność. Kiedyś było moim marzeniem jego utworzenie. Dzisiaj to się realizuje w konkretny sposób. I jestem z tego powodu szczęśliwa.

Wspomniała pani o swej rodzinie. Ojczyzną pani dzieci są Włochy. Ale jak odbierają one Polskę?

Dzieci bardzo lubią przyjeżdżać do Polski. I co roku w wakacje są tutaj. Całkiem dobrze mówią po polsku. Dla mnie możliwość wspólnego korzystania z nimi z języka polskiego jest czymś bardzo ważnym. Staram się w naturalny sposób dbać w naszym domu o te polskie korzenie. Obowiązki sprawiają jednak, że nie wracam do Polski i nie bywam tu z dziećmi na tyle, na ile bym chciała.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto