- Skoro w ten sposób działa, to nie rozumiem po co w ogóle nam policja - skarży się pilanka Barbara W. (na jej prośbę nazwisko pozostaje do wiadomości redakcji). - Pół godziny czekałam na przyjazd patrolu i nie przyjechali. Nigdy nie miałam powodów, by na policję narzekać, ale teraz jestem zdruzgotana - żali się kobieta.
O co chodzi? O zdarzenia, które rozegrały się 1 lipca w Pile na osiedlu Górnym, na którym Barbara W. na co dzień mieszka. Kobieta wybrała się na zakupy do Intermarche. W drodze powrotnej w kierunku ul. Mickiewicza szła za mężczyzną, który za rękę prowadził małe dziecko.
- Nie prowadził go, tylko ciągnął - uściśla Barbara W. - Nie mogłam patrzeć jak się nad nim znęca. Zrobił sobie z tego dziecka worek treningowy - dodaje nasza rozmówczyni.
Kobieta relacjonuje, że mężczyzna bił dziecko, krzyczał na nie, wyraźnie widziała zaczerwienienia na ręce malucha. Po kilkuset metrach postanowiła zwrócić mężczyźnie uwagę.
- Powiedziałam, by tak dziecka nie bił, bo mu zrobi krzywdę. Odburknął coś, zaczął iść w moim kierunku, chciał mnie bić, a przynajmniej groził. Na szczęście ktoś przechodził obok nas, to się uspokoił - opisuje W.
Szarpiąc dziecko zniknął jednak w lasku przy ul. Mickiewicza.
- Nie mogłam iść dalej, bałam się. Zadzwoniłam więc na numer alarmowy 112. Dostałam zapewnienie, że niedługo ktoś przyjedzie. Czekałam pół godziny i nic - skarży się.
Dlaczego policjanci nie dotarli we wskazane przez pilankę miejsce? Zapytaliśmy o sprawę rzecznika pilskiej policji. Jak dotąd niewiele informacji udało się jednak uzyskać.
- Oczywiście będziemy tę sytuację wyjaśniać. Przekazałem ją do wydziału prewencji - zapewnia Tomasz Wojciechowski, rzecznik KPP w Pile.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?