Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marta Konek: Pszczoły zmieniają moje patrzenie na świat! Ten świat opisała w książce...

Martin Nowak
Martin Nowak
- Za co najbardziej lubię życie na wsi? Chyba za to, że wystarczy wyjść na próg domu, a już cały świat jest w zasięgu ręki. A kiedy sił nie ma, żeby wyjść dalej niż na próg, to świat sam przychodzi - mówi Marta Konek, która napisała książkę ,,Z głową w ulach". Z drukarni wyszły już jej pierwsze egzemplarze.

Marta przyznasz chyba, że czasami dobrze jest pochodzić z głową w chmurach. Ale żeby w ulach? Od kiedy czerpiesz z tego przyjemność?

W moim przypadku chodzenie z głową w ulach niewiele różni się od chodzenia z głową w chmurach. Moja pasieka powstała kilka lat temu z marzeń, z chęci posiadania własnego kawałka świata, w którym można poczuć się wolnym, w którym nasiąka się spokojem i wdzięcznością za piękno tego świata. Budowałam ją krok po kroku od trzech pszczelich rodzin. A pszczoły zmieniały moje patrzenie na świat. Uczyły mnie uważności, bycia tu i teraz. Otworzyły przede mną świat owadów, na który wcześniej nie zwracałam uwagi. Wiesz, że istnieją takie niesamowite owady jak klecanki, łowiki szerszeniaki czy taszczyny pszczele? Odkryciem tej wiosny jest makatka, której gniazdko zupełnie przypadkiem udało mi się sfotografować. Po publikacji mojego zdjęcia, pięknie o tej pszczole samotnicy napisał profesor Stanisław Czachorowski na blogu „Profesorskie gadanie”. Bo widzisz, pasja przyciąga pasję i dzięki pszczołom poznaje się niesamowitych, ciekawych ludzi.

,,Z głową w ulach" tak nazywa się Twoja pasieka, a teraz wydałaś książkę o tym samym tytule.

Szukałam odpowiedniej nazwy dla pasieki, ale ciągle to nie było to. Jak zwykle w moim życiu w wyborze pomógł przypadek - poszłyśmy z koleżanką na film „Zimna wojna”. Podczas sceny z próbami tańca choreograf krzyknął do głównej bohaterki „Głowa, Zula!”. My oczywiście usłyszałyśmy „Głowa z ula!”. Uśmiałyśmy się serdecznie, że każdy słyszy to, co chce usłyszeć, jednak ciągle nie była to nazwa pasieki. Dopiero później pomyślałam, że skoro to wymarzona pasieka, to może warto nawiązać do tego, że czasami bujanie w obłokach ma pozytywne aspekty. I tak, jak inni żyją z głową w chmurach, tak ja od kilku lat żyję „Z głową w ulach”.

Skąd wziął się pomysł na książkę? Jak długo przymierzałaś się do jej napisania i ile czasu Ci to zajęło?

Im więcej odkryć, tym większa chęć, żeby się nimi podzielić. Chyba przestało mi wystarczać to, że o pszczołach (i nie tylko pszczołach) piszę na profilu „Pasieka z głową w ulach” na Facebooku. O wydaniu książki rozmawiałam z Piotrem Brysaczem z wydawnictwa „Paśny Buriat” od ponad roku. Tylko wiesz… Trochę zajęty człowiek jestem i jak nie mam deadlinu to trudno mi się zabrać do pracy. Na szczęście dopadło mnie zwichnięcie stawu skokowego. No ile można bezczynnie siedzieć i zastanawiać się w jakiej pozycji ułożyć nogę żeby nie bolało? (śmiech)
Pierwsze rozdziały przesłałam do wydawnictwa jesienią ubiegłego roku. Ostatnie tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Reszta pracy należała do Piotra Brysacza i do Mai Witeckiej, która składała książkę.

Z książki można dowiedzieć się wielu ciekawostek o pszczołach i środowisku w ogóle, ale w tym wszystkim jest też opowieść o szukaniu własnego miejsca na ziemi i dążeniu do spełnienia marzeń. Czy Ty masz jeszcze jakieś marzenia czy wszystkie już udało Ci się zrealizować?

Czasami trudno mi odróżnić marzenia od planów, bo to, o czym marzę, dzięki zbiegom okoliczności i cudownym ludziom, których spotykam na swojej drodze, zaczyna się po prostu dziać. Piszę kolejne książki, pracuję nad zbiorem miodowych reportaży, rozwijam pasiekę. Jeśli o czymś marzę to o tym, żeby mieć więcej czasu na cieszenie się pasieką, ogrodem i światem wokół pasieki. Żebym częściej mogła w tym świecie posiedzieć, pokontemplować to piękno, poobserwować z wnuczkami biedronkę wspinającą się na źdźbło trawy czy szybujące po niebie jaskółki. Oczywiście między jednym projektem, a drugim, bo bądźmy szczerzy – długo spokojnie nie usiedzę. (śmiech)

Pierwsi recenzenci są bardzo przychylni i mówią wprost: że ładniejszej książki w tym roku nie będzie! Doceniają Twoją twórczość i wrażliwość, ale też zazdroszczą miejsca, w którym żyjesz na co dzień. Domek wśród pól i jezior. To jest właśnie Twój raj na Ziemi?

Zdecydowanie tak. Martin bo to jest tak – wychodzisz o świcie z domu. Na trawach i kwiatach perlą się krople rosy. Znad łąk niesie się wołanie żurawi. Wszystko kwitnie, kolory są stonowane lekkimi mgiełkami unoszącymi się znad pól. Wychodzisz i czujesz spokój. Oddychasz tym niebem, tymi przestrzeniami i jesteś tu i teraz, świadomy piękna tej chwili aż po ostatnią komórkę ciała. Potem wchodzisz w chaos świata i kiedy wracasz wieczorem do domu, siadasz na ławeczce, a znad błotek niesie się żabi koncert, kiedy widzisz, jak świat wokół szykuje się do nadejścia nocy, czujesz, jak schodzi napięcie. Czego chcieć więcej? A jeśli dodasz do tego zapach miodu i wosku unoszący się nad pasieką, brzęczenie tysięcy zapracowanych pszczół, to nie masz już wątpliwości. Tak, to mój raj na Ziemi.

Jesteś autorką wielu przewodników i monografii, a także wspaniałych dziennikarskich tekstów. Podobno jednak z tej właśnie książki cieszysz się najbardziej. Dlaczego?

To pytanie pojawia się kolejny raz… Marek Pióro, autor książek o ptakach też mnie o to pytał. Bo jak powiedział – masz już kilkanaście różnych pozycji na koncie, więc wydawało mi się, że potraktujesz to lekko, jak kolejną publikację, jedną z wielu. Ale tłumaczyłam to Markowi i postaram się wyjaśnić to także teraz - „Z głową w ulach” jest dla mnie książką wyjątkową bo jest o mojej pasji, o mnie, o moim widzeniu świata. Chyba po raz pierwszy pisałam o tym, co mi w duszy gra, a może raczej brzęczy. (śmiech) Poza tym… Martin, ja zawędrowałam do Budy Ruskiej trochę przypadkowo. Tam Piotr Brysacz, mój wydawca, stworzył z marzeń wiejski festiwal literacki. W zagrodzie staroobrzędowców razem z Piotrem Malczewskim stworzyli przestrzeń, w której rozmawia się o literaturze, o podróżach, chłonie się słuchowiska radiowe. Wszystko nad brzegiem Czarnej Hańczy, spokojnie płynącej wśród łąk. Tam zaczęliśmy rozmawiać o książce. Kilkaset kilometrów od miejsca, w którym mieszkam, Piotr powiedział – napisz mi książkę o pszczołach. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?

Dziennikarka, pszczelarka, dyrektorka Gminnego Domu Kultury w Miasteczku Krajeńskim. W jakiej roli czujesz się najlepiej?

Oj, te role tak się przeplatają, że czasem trudno je rozdzielić. W pasiece odpoczywam, wyciszam się. Podczas pracy dziennikarskiej poznaję niesamowitych ludzi. Niektóre z tych spotkań owocują potem wspaniałymi przyjaźniami i projektami. A praca w domu kultury to póki co jedno z moich najfajniejszych zawodowych doświadczeń. Trafiłam na świetnych ludzi, od których otrzymałam taką porcję dobrej energii, życiowej mądrości i wsparcia, że obojętnie dokąd zaprowadzi mnie życie, zawsze będę ciepło wspominać lata przepracowane w Miasteczku Krajeńskim. Wiesz jak mi ciepło na sercu właśnie w tym tygodniu? Bo w ubiegłym roku w ramach stypendium marszałka województwa wielkopolskiego w dziedzinie kultury, napisałam, zilustrowałam i wydałam książkę dla dzieci „Kasia w pasiece”. I teraz, w ramach XX Ogólnopolskiego Tygodnia Czytania Dzieciom, z inicjatywy dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Miasteczku Krajeńskim Bernadety Kulińskiej, kolejne rozdziały mojej książeczki czytają wójt, ksiądz proboszcz, przewodniczący rady, strażak, radni, panie dyrektorki. Niesamowite, nieprawdaż? Jestem im bardzo, bardzo wdzięczna za to, że zgodzili się wystąpić w filmikach i przeczytać właśnie moją książkę.

Czy pszczelarstwo to łatwa profesja?

To przede wszystkim ciężka, fizyczna praca. Jak masz dwa, trzy ule, to tego nie odczuwasz. Przy kilkudziesięciu, po całym dniu pracy, czujesz każdy mięsień, czujesz, że masz coś takiego jak kręgosłup. Pszczelarstwo to także przygoda. Nie ma dwóch takich samych przeglądów. Pszczoły mają swoje pomysły na życie i czasami nie są one zbieżne z pomysłami pszczelarza. Wyzwaniem jest także zmieniające się środowisko, intensywne rolnictwo, zmieniający się klimat. Pszczelarz musi być gotowy do ciągłej nauki, do dostosowywania się do pogody i nastroju pszczół. Ceną za błędy są użądlenia. Ale przecież - jak coś się kocha, to wszystko jest łatwiejsze.

A co o pszczołach... Czego my ludzie moglibyśmy się od nich uczyć?

Tego, że jesteśmy częścią świata. Pokory i cierpliwości w obliczu tego, na co wpływu nie mamy i umiejętności zmieniania tego, co zmienić możemy.

No i w końcu... gdzie można kupić napisaną przez Ciebie książkę?

Najprościej przez internet w wydawnictwie Paśny Buriat. Zapraszam także na spotkanie autorskie, podczas którego razem z Janem Kołodziejewskim opowiadać będziemy o naszych światach. Spotkanie odbędzie się 7 czerwca o godz. 18.00 w Gminnym Domu Kultury w Miasteczku Krajeńskim.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto