Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mija rok odkąd żyje z nowym sercem

Ewa Auer
Maria Borowiak musi przyjmować mnóstwo leków, sześć razy dziennie, co dwie godziny
Maria Borowiak musi przyjmować mnóstwo leków, sześć razy dziennie, co dwie godziny
55 - letnia dziś Maria Borowiak z Piły wraca do zdrowia po przeszczepie serca. Już robi zakupy i chodzi na spacery.

Dokładnie 16 października 2011 roku minie rok, odkąd 55-letnia dziś pilanka Maria Borowiak otrzymała nowe serce. Czekała na nie od maja 2010, kiedy była już po drugim zawale. Jej życie było udręką. Słabła w oczach. Ciągłe pobyty na kardiologii w pilskim szpitalu, w końcu usłyszała, że uratować może ją tylko przeszczep. Jeszcze na tydzień przed operacją była w Poznaniu na badaniach, lekarz dawał jej pół roku życia, a nawet mniej.

- Serce było tak słabe, że podtrzymywało tylko prace innych organów. Nie byłam w stanie sama wstać z łóżka. Mąż wnosił mnie do domu - wspomina Maria Borowiak.

16 października o godz. 17 zadzwonił telefon, z wiadomością, że jest serce. Odebrał mąż Andrzej, kiedy przekazał żonie słuchawkę, nie wierzyła. Była pogodzona z losem... Ale spakowana torba od dawna stała w pokoju. Już wieczorem była w Klinice Kardiologii Uniwersytetu Medycznego Szpitala Klinicznego Przemieniania Pańskiego przy ul. Długiej w Poznaniu. O godzinie 3. w nocy z soboty na niedzielę rozpoczęła się operacja przeszczepu serca. Dawczynią była 35 - letnia kobieta, która zginęła w wypadku komunikacyjnym.

O godzinie 14. w niedzielę mąż Marii Borowiak otrzymał wiadomość: wszystko przebiega normalnie.

- Pamiętam jak wielu lekarzy się zebrało, drzwi dosłownie się nie zamykały.

Mąż odwiedził żonę dopiero we wtorek.

- Mimo że była cała opleciona kablami i opuchnięta po lekach, wyglądała o niebo lepiej, niż przed zabiegiem, dostała w końcu rumieńców - przyznaje.

Po trzech tygodniach kobieta wróciła do domu, z nowym sercem. Chcąc nie chcąc przeszła do historii kliniki. Była bowiem pierwszą pacjentką, której około 30-osobowy zespół pod wodzą profesora Marka Jemielity, dokonał przeszczepu serca.

- W Pile wielokrotnie ratowali mi życie, w Poznaniu dali nowe - mówi dzisiaj wzruszona Maria Borowiak.

Już kilka dni po operacji mogła sama chodzić, umyć się, ubrać. Początki nie były jednak łatwe. Po wyjściu ze szpitala otrzymała pełną walizkę leków. Do dzisiaj musi je brać regularnie. Sześć razy dziennie co dwie godziny, zaczynając już o szóstej rano. Średnia dawka to sześć tabletek. To już codzienny rytuał, ale mimo tego nadal ma ustawione godziny w komórce, która punktualnie daje znać, że czas przyjąć leki.

Przez pierwsze trzy miesiące musiała chodzić i spać w specjalnej uciskowej kamizelce, która pomagała w zrośnięciu mostku i żeber. Do dzisiaj jest na lekkostrawnej diecie, musi zachować specjalna higienę, często się myć, przebywać w sterylnych pomieszczeniach, stąd mąż codziennie sprząta, nie tylko odkurza, ale także wyciera na mokro podłogę.

Pani Maria ma też zakaz pracy w ogrodzie, sadzenia kwiatów, słowem wykonywania wszelkich czynności, które wiążą się z "grzebaniem" w ziemi. Jeśli coś robi w domu, to tylko w rękawiczkach. Unika też dużych zbiorowisk ludzkich, chodzi na zakupy, kiedy w marketach nie ma tłoku, nie jeździ autobusami komunikacji miejskiej. To środki ostrożności, których musi przestrzegać, by nie nabawić się infekcji. Wiadomo, że po przeszczepie do końca życia będzie musiała brać tabletki, które obniżają odporność, po to, by organizm produkował jak najmniej obronnych ciałek krwi i nie odrzucił przeszczepu. Nowe serce, choć doskonale pracuje, to przecież obcy organ.

Pani Maria musi też dbać o kondycję, regularnie pedałuje na stacjonarnym rowerku i chodzi na spacery.

- Kiedy wychodzę do sklepu, czy do kościoła zawsze mam przy sobie tabletki i butelkę wody - mówi.

Jest też pod ścisłą kontrolą lekarzy. Do niedawna co miesiąc jeździła na badania do kliniki, gdzie dokonano przeszczepu, na biopsję serca. Ale ostatnią miała trzy miesiące temu, co oznacza, że jej stan już się znacznie poprawił.

- Próbki pobrane z serca wysyłane są do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Spędzam wtedy w szpitalu trzy dni - wyjaśnia.
Dzięki biopsji lekarze mogą dokładnie ocenić stan serca i ustalić dawki leków. Jak dotąd były same dobre wiadomości. Na najbliższą biopsję Maria Borowiak jedzie 19 października.

- Mówi się, że jak minie rok od przeszczepu, to można przyjąć, że był udany. Wierze, że będzie dobrze - mówi i apeluje, by każdy nosił przy sobie zgodę na pobranie organów:

- Wtedy rodzinie łatwiej podjąć trudną decyzję - przekonuje i dziękuje wszystkim, którzy pomagali jej w trudnych chwilach i się za nią modlili.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto