Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miłosz Klawa to wielki miłośnik gier telewizyjnych. Jego zbiory robią ogromne wrażenie!

W. Dróżdż
Zaczęło się od przygody z fantastyką, którą pomogli rozwinąć najbliżsi. Z czasem Miłosz Klawa przeobraził się w wyjątkowo oddanego miłośnika gier telewizyjnych i kolekcjonera trudno dostępnych w Polsce sprzętów. Gry i konsole nie mają przed nim tajemnic!

Nawet dzwonek do drzwi i wycieraczka przed domem słusznie sugerują, że mieszka tu prawdziwy pasjonat. Miłosz Klawa, informatyk z zawodu, nie kryje, że gry i konsole to jego drugie życie. Pasję dzieli z najbliższymi i przyjaciółmi, choć żaden z nich nie jest tak mocno zaangażowany, jak on sam. Nawet tatuaże na prawej ręce zdradzają, że mamy do czynienia z wybitnym znawcą tematu. Albo figurki ze ślubnego tortu. Takich akcentów w domu pana Miłosza jest multum.

A jak się wszystko zaczęło?

- Tata lubił fantastykę, a ja nie cierpiałem książek. Kiedyś moja świętej pamięci babcia kupiła mi na urodziny “Harry’ego Pottera”. Żeby nie było jej przykro, postanowiłem przebrnąć przez kilka stron. Skończyło się na tym, że zarwałem noc i przeczytałem całość. Od razu. Dlatego często mówię, że największy wpływ na rozwój mojej pasji mieli tata i babcia.

Po “Harrym Potterze” ruszyła lawina. Na półki lądowały kolejne książki: Tolkiena, Kinga i innych. Miłosz sięgał też po mangę i anime, malował figurki (co zresztą pochłaniało mu bardzo dużo czasu), a także zajął się grami komputerowymi i telewizyjnymi. W tym samym czasie wrósł w pilskie środowisko miłośników fantastyki, które organizowało regularne spotkania, między innymi w klubie “Chimera”. Uczestnicy spotkań spędzali czas głównie przy grach bitewnych i RPG-ach (grach fabularnych).

- A później mi odbiło: sprzedałem wszystko, co udało mi się zebrać. Chciałem w ten sposób podkreślić swoją dorosłość - tłumaczy Miłosz. I twierdzi, że to była największa życiowa głupota.

Ale ciągnie wilka do lasu. Nasz bohater wrócił do swoich pasji około ośmiu lat temu. Najpierw ostrożnie sięgnął po gry planszowe, później po figurki. Na nowo włączył się do Pilskiego Klubu Fantastyki, który zacumował w Szkole Podstawowej nr 7. I wtedy ruszyła kolejna lawina zdarzeń. Miłosz pochłaniał dziesiątki rzeczy naraz.

Najchętniej sięgał po gry bardziej ambitne, głównie po to, aby pograć z kimś. Pierwszy był kuzyn. Do dziś zresztą praktykuje ten system: najbardziej lubi grać w grupie albo oglądać, jak grają inni. Co ciekawe, nie przeszkadzają mu gry dla dzieci.

- Takie też bardzo lubię. Wolę te bez przelewu krwi.

Zaczęła powstawać kolekcja dzieł (dziś już bardzo imponująca), która króluje na poddaszu przytulnego domu na osiedlu Górnym. Co ważne dla samego zainteresowanego, gry muszą pochodzić z legalnego źródła.

- Piractwo jest kradzieżą - podkreśla bez ogródek Miłosz, punktując w ten sposób choćby naszego rodzimego Pegasusa, który, jego zdaniem, w marnym stylu skopiował produkt Nintendo.

- Podobnie było z niezwykle popularnymi w Polsce “ruskimi gierkami”, które też są jedynie kiepską podróbą. Ja w coś takiego nie wchodzę.

Nie tylko z racji pracy, Miłosz bardzo dobrze opanował język angielski.

- Jestem wdzięczny rodzicom, że w naszej kablówce był Cartoon Network. To właśnie na tym kanale uczyłem się rozumieć dialogi po angielsku. Dzisiaj nie wyobrażam sobie amerykańskich komiksów tłumaczonych przez Polaka. Tym bardziej, że najczęściej tłumaczem nie jest pasjonat, tylko językoznawca. Dlatego zamawiam i czytam oryginalne komiksy z USA. Szczerze mówiąc, wolę amerykańską i japońską kreskę od polskiej. Tata czytał Thorgala, Kajka i Kokosza oraz Hansa Klossa, ale ja wybrałem trochę inny komiksowy zestaw.

Okazuje się, że miłośników gier telewizyjnych i innych dziedzin tak bliskich Miłoszowi jest w Polsce coraz więcej. Są to przeważnie osoby urodzone w latach 80., które w dzieciństwie zaraziły się tą tematyką, ale wtedy jeszcze nie miały pieniędzy na rozwój swoich pasji. Teraz, kiedy wychowują własne dzieci, z przyjemnością wracają do niespełnionych marzeń.

- Szkoda tylko, że tak często te marzenia realizują przy pomocy pirackich wersji... - narzeka Miłosz.

Czy są inni pilanie, tak zakręceni na punkcie gier?

- Słyszałem o dwóch osobach, które mają takie zbiory, że aż się oczy świecą, ale nie każdy chce o nich opowiadać. Ja na przykład czasami mam dwie - trzy wersje tej samej gry, koniecznie w oryginalnym opakowaniu. To się przydaje podczas wymiany lub przy sprzedaży. Poza tym prawie zawsze trafia do mnie coś nowego. O, proszę zobaczyć, dziś dotarła do mnie gra z Wielkiej Brytanii.

Jednak to nie Wyspy Brytyjskie, a Japonia jest obiektem westchnień Miłosza Klawy.

- Bardzo chciałbym tam pojechać. Przyjrzeć się z bliska krajowi i temu, co tak bardzo mnie pasjonuje. Mimo że ojczyzną gier telewizyjnych są Stany (pierwszą grę wymyślono na jednym z uniwersytetów), to Japonia jest pod tym względem bardziej rewolucyjna.

Nasz bohater kolekcjonuje również konsole do gier. Oczywiście oryginalne, w lwiej części z Japonii i USA. Obecnie posiada 22 sztuki przenośne i około sześćdziesięciu stacjonarnych.

- Uszkodzone konsole naprawiam samodzielnie, bo lubię grzebać przy elektronice. Moim konikiem są produkty firmy Nintendo. Przy tych konsolach spędzam 80 procent wolnego czasu. Gram na nich razem z synkiem. Czasami ktoś mnie pyta, jaką konsolę mu polecę. Ale wybór nie jest jednoznaczny. Wszystko zależy od wieku i w co się chce grać. Ważne są też widełki cenowe. Jak ktoś określi swoje upodobania, to jestem mu w stanie podpowiedzieć.

A co o pasji męża sądzi żona, Kamila?

- Wspieram Miłosza w jego zainteresowaniach. Sama bawiłam się kiedyś przy Super Mario albo Tetris, ale to odległe czasy - mówi skromnie, choć jest dobrze zorientowana w świecie gier komputerowych.

Figurki z tortu ślubnego zajmują w domu honorowe miejsce. Podobnie jak wiele innych, sympatycznych i oryginalnych pamiątek. Bez wątpienia, hobby Miłosza Klawy budzi uznanie.

- Bo warto mieć swoją pasję. Ona daje mnóstwo radości - kończy.

OD FANÓW DLA FANÓW

Od niemal trzech lat funkcjonuje na Facebooku profil Retro Gamer Polska, którym opiekuje się Miłosz Klawa.
“To inicjatywa mająca na celu promocję gier retro oraz nowych gier na konsole” - można przeczytać w komentarzu.
Profil polubiło już niemal dwa tysiące osób. Zainteresowani znajdą tam opisy gier wraz ze zdjęciami i filmami, a także wiele bogatych w treści dyskusji. Pilska część użytkowników strony lubi się spotykać na “Pilkonie”, który miłośników gier i fantastyki rokrocznie przyciąga do Nadnoteckiego Instytutu UAM w Pile. “Pilkon” to propozycja dla wszystkich, również dla najmłodszych. W końcu dzieci to także adresaci niektórych gier.
- I ja takie gry bardzo lubię - podkreśla z uśmiechem Miłosz Klawa.

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto