Czekał prawie dwa lata, aby móc powiedzieć: nigdy nie byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Posądzenie go o to odbiło się jednak bardzo niekorzystnie na nim i wszystkich członkach jego rodziny.
Niekorzystne światło padło na znanego w naszym mieście architekta Marka Światopełk-Mirskiego w 2017 roku. Wówczas, lokalne media rozpisywały się o tym, że figuruje w aktach Instytutu Pamięci Narodowej jako były tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa PRL, tzw. „TW”.
- Zarówno dla mnie, mojej rodziny, jak i przyjaciół stanowiło to wielki szok. Do tamtych dni nie przypuszczałem, iż moja osoba może być obecna w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej w takim charakterze. Ta informacja wywołała oczywiście szereg negatywnych konsekwencji na polu prywatnym jak i zawodowym, z którymi spotykam się do dziś. Można powiedzieć, że mnie stygmatyzowała - tymi słowami Marek Światopełk-Mirski zaczął konferencję prasową, która miała na celu oczyścić go z zarzutów.
Aby mógł ją zorganizować musiał poczekać prawie dwa lata, które spędził na przeglądaniu i czytaniu materiałów, które nie od razu udostępnił mu IPN.
- Zawarte w przekazanych materiałach informacje jednoznacznie wskazują, iż nie byłem człowiekiem współpracującym z PRL-owskim aparatem przemocy. Co więcej, stałem się ofiarą systemu, posądzonym o działalność szpiegowską na rzecz państw NATO, z czym wiązała się permanentna inwigilacja przez służby kontrwywiadu PRL mojej osoby, a także mojej rodziny - oświadczył Marek Światopełk-Mirski.
Wszystko zaczęło się jednak dużo wcześniej, bo w pierwszej połowie lat 70. Wtedy to posądzono śp. ojca Marka Światopełk-Mirskiego o działalność wywiadowczą na rzecz obcych wywiadów państw krajów Europy Zachodniej.
- Zainteresowanie moją osobą rozpoczęło się po kilku latach, jako skutek wyjazdu na praktykę studencką do jednego z bardziej liczących się na świecie biur projektów w Hamburgu, bez podania prawdziwego celu wyjazdu we wniosku paszportowym. Uchroniło mnie to wówczas od typowego dla takiej sytuacji zobowiązania do współpracy z SB. Mimo braku jakichkolwiek dowodów na to, że mój ojciec był agentem, wtedy najpewniej pracownicy kontrwywiadu postawili tezę, że ja również mogę być zaangażowany w działalność szpiegowską. Symboliczną kwestią stało się nadanie mojej osobie kryptonimu „Kontynuator” - tłumaczył architekt.
Obserwowana przez służby była też jego siostra, a dom był na podsłuchu.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?