Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie ma Piły bez ludzi, a ludzi bez historii. "Pokolenie przełomu. Pilanie rocznik 1970" w książce

Agnieszka Świderska
Sławomir Nakoneczny
Sławomir Nakoneczny www.nakoneczny.pl
Pilanie urodzeni w latach siedemdziesiątych doczekali się właśnie książki. „Pokolenie przełomu. Pilanie rocznik 1970” to coś więcej niż tylko autobiograficzne zapiski jedenastu osób. To swoista autobiografia miasta.

Jedno miasto. Jeden rocznik. Jedenastu autorów. Dziesięć historii. Wśród nich dwie napisane przez ludzi, którzy zmienili pilską fotografię - Katarzynę Olter i Sławomira Nakonecznego.

Każde z nich ma za sobą zdjęcie na okładce ważnej w tym mieście książki. Nakoneczny na autobiografii Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego „Gościu”, Olter na „Pokoleniu Przełomu. Pilanie rocznik 1970”.

Każde z nich nosi w sobie inną muzykę tego miasta. On - tę z „Iskierki”, w której pierwsza płyta Rage Against The Machine miesza się z Aliansami i Światem Czarownic. Ona - pierwszą perkusję swojego brata, Jacka Oltera, o którym Jan Ptaszyn Wróblewski powiedział, że nie słyszał nikogo lepszego od niego. Piła, podobnie jak dla Macieja Usurskiego czy Pawła Dahlke, jest wspólnym mianownikiem ich dzieciństwa.

Wielkie księstwo pilskie dla dorosłych. I wolne miasto Piła dla dzieci

Wielkie księstwo pilskie dla dorosłych. I wolne miasto Piła dla dzieci. Nic nie zakłócało nam wolności - powie Katarzyna Olter. Pewnie gdyby świat należał wtedy do niej czy do Sławomira Nakonecznego, to samoloty wojskoweSu-22 nazywane pieszczotliwie „sukami” nadal latałyby nad Piłą, bo nie zabija się przecież legendy.

Dotknąć tego hałasu rękoma, uszami, wszystkim, całym sobą

- Często nas stamtąd przeganiano, ale chodziliśmy z bratem pod sam płot lotniska, żeby dotknąć tego hałasu rękoma, uszami, wszystkim, całym sobą - wspomina Katarzyna Olter.

- To było coś pięknego - potwierdza Sławomir Nakoneczny. - Mija dokładnie dwadzieścia lat jak „suki” już nie latają, a mnie ciągle nie opuszcza wrażenie, że wystarczy tylko wsiąść na rower i pojechać w tamtą stronę, żeby je usłyszeć.

Dla Katarzyny i jej brata Jacka centrum świata było gdzie indziej. Na Dworcu Celnym, gdzie mieszkali. To wokół niego krążyli jak po orbicie. A na tej orbicie był między innymi poligon wojskowy przy Wawelskiej. Dla nich był poligonem marzeń.

- Bardzo często tam spędzaliśmy czas. I to był fajny czas. Niebezpieczny, ale nie było tej świadomości - wspomina Katarzyna Olter.

I właśnie czas, cudny i niebezpieczny, jest bohaterem jej opowiadania. Drugim po Jacku.

- Starałam się nie pisać o sobie, bo ja się sobą nie zajmuję - mówi z uśmiechem. - Ja zajmuję się pamięcią o Jacku, o mamie, bo nie za sobą tęsknię, tylko za nimi. I to mi daje ogromną radość, że za jakiś czas wpadnę na tę książkę i oni mi z tej książki wypadną, bo będą w niej żyli. Że zostanie coś dla moich dzieci i dla kogoś, kto może akurat będzie interesował się takim stylem jazzu. Każdy ma prawo wyboru. Przeczytam. Nie przeczytam. Starałam się to napisać w taki sposób w jaki to widziałam. Nie tylko oczami. Sercem i duszą też - zdradza.

Bycie obok miasta

Piła z opowiadania Katarzyny Olter „Dworzec Celny 3/3” to Piła na dwa dziecięce, potem dorosłe głosy. Jej i Jacka. Inna jest Piła Sławomira Nakonecznego w opowiadaniu „Zamiast fotografii”, w której słychać gwar handlarzy z deptaku, chłopięce głosy pod pomnikiem Matwiejewa, odrzutowy silnik Su-22, wyklepywane bite mercedesy z Niemiec i muzykę z „Iskierki”, nieistniejącego już klubu przy ulicy Kilińskiego. Ci, którzy przeczytali jego opowiadanie, uważają, że jest jak puzzle, których jest wystarczająco dużo, by „złożyć” z nich pilanina.

Pilanie bardzo często zachowywali się w tym mieście jak goście

- Pilanie to ciekawa historia - przyznaje sam autor. - Nasi rodzice, dziadkowie to nie jest pokolenie, które się tu urodziło. Nie mogą powiedzieć, że w tej kamienicy to mój prapradziadek mieszkał, a tutaj pradziadek robił mi samolocik. Może dlatego pilanie bardzo często zachowywali się w tym mieście jak goście i długo nie brali odpowiedzialności za to jak ma wyglądać.

Ma nawet na to określenie: bycie obok. Takie życie obok miasta.

- Była oczywiście grupa osób, którym zależało, ale generalnie chodziło się do pracy i mówiło „A bo w Poznaniu to jest lepiej, a bo w Bydgoszczy to jest lepiej, bo tam jest wszystko, a tu nic nie ma”. I to już było wszystko - mówi Sławomir Nakoneczny.

W "Piła tango" jest wszystko

To bycie obok miasta nie wzięło się według niego znikąd. Pierwsi „obok” byli ci powojenni pilanie, z których wielu miało poczucie bycia tu tylko na chwilę, że „Niemce” to tu wrócą, a jak nie „Niemce” to może Ruskie. Drudzy to wojskowi, którzy byli pilaninami na pięć, siedem, czasem dziesięć lat. Potem przychodziły rozkazy, przeprowadzka do innego miasta i przestawali nimi być. Rotacja była bardzo dużo. Teraz tego bycia gościem we własnym mieście jest według niego coraz mniej. Bo ludzie zmienili Piłę, a Piła zmieniła ich.

Temu miastu na pewno przydarzyło się coś innego, ciekawego, coś na tyle ważnego, że warto było o tym napisać piosenkę

- Mam wielki szacunek do tego, co tu się stało w ostatnich paru latach, że ktoś ma pomysł na to miejsce, że wyciągnięto ludzi na ulice - mówi autor „Zamiast fotografii”. - Naprawdę dużo fajnych rzeczy się tu zadziało. I wydaje mi się, że właśnie to pokolenie, które jest teraz, zaczyna czuć tę pilskość. Bardziej niż my ją czuliśmy, bo ja to czuję przez sentyment. Być pilaninem. Wielu moich znajomych nie czuło tego, bo ich rodzice tego nie czuli. Dopiero nasze dzieci mają tę świadomość, że to jest ich miasto, bo tu był już ich dziadek, była babcia, i jest on. Już jest tradycja.

Gdyby miał opisać to co czuje do Piły?

- Najlepiej to chyba zrobił Grabaż w „Piła Tango” - mówi. - To powinien być hymn Piły. Oficjalny, bo w tej piosence jest kwintesencja Piły. Wszystkiego czym jest. I zrozumie to tylko pilanin. Na pewno Piła jest inna. Tylko z drugiej strony gdyby ktoś napisał podobną piosenkę o Wrocławiu, to byłoby podobnie. To są takie te inności wynikające z cech miasta i jego ludzi. Co do Piły to temu miastu na pewno przydarzyło się coś innego, ciekawego, coś na tyle ważnego, że warto było o tym napisać piosenkę. I tę piosenkę śpiewa cała Polska. I ci, którzy to śpiewają troszkę próbują to poczuć. I myślę, że to jest najważniejsze.

Nie ma Piły bez ludzi, a ludzi bez historii

„Pokolenie przełomu. Pilanie rocznik 1970” to już ósma książka z pilskiej serii wydanej przez Stowarzyszenie Przyjaciół Festiwalu Nauki w Pile. Ojcem chrzestnym całej serii jest Marek Kulec, który chciał usłyszeć opowieść o Pile inną niż wszystkie do tej pory.

- Nie ma Piły bez ludzi, a ludzi bez historii - twierdzi Marek Kulec, prezes stowarzyszenia.

A w „Pokoleniu Przełomu. Pilanie rocznik 1970” oprócz Katarzyny Olter, Sławomira Nakonecznego, Pawła Dahlke i Macieja Usurskiego swoimi historiami podzielili się Elżbieta Czechowska, Sławomir Wegner, Agnieszka Matusiak, Przemysław Zdunek i Bartosz Wodarkiewicz, ks. Tomasz Wola i Angelika Zygmunt.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto