Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odszedł Zenon Plech. Trudno o większego mistrza

Wojciech Dróżdż
Wojciech Dróżdż
Nie ma wśród nas Zenona Plecha. Wielokrotny medalista mistrzostw świata na żużlu, najlepszy polski zawodnik lat 70. i 80. odszedł dzisiaj, w ostatnią środę listopada. To trzeci wielki mistrz żużlowych torów, którego żegnamy tej jesieni. We wrześniu zmarł Jerzy Szczakiel, a w październiku Andrzej Pogorzelski.

Ciężko chorował. Od lat cierpiał na cukrzycę, miał inne dolegliwości. Mimo że ostatnimi czasy rzadko można go było spotkać w miejscach publicznych, kibice o nim pamiętali. I będą pamiętać, bo legendy nigdy nie giną.
Wyliczanie sukcesów „Golden Boy’a” (takim przydomkiem namaszczono go na Wyspach, gdzie przez wiele lat był wspaniałym ambasadorem polskiego żużla) nie ma tu sensu. Lista jest tak długa, że trudno by ją sensownie streścić. Plech był supertalentem. W 1972 roku, mając 19 lat, zdobył w Bydgoszczy pierwszy z pięciu tytułów indywidualnego mistrza Polski. To rekord, którego do dzisiaj nikt nie poprawił.
A już rok później sięgnął po brąz w finale indywidualnych mistrzostw świata. Zdaniem wielu, był faworytem chorzowskiej imprezy. Złoto miał na wyciągnięcie ręki, ale sprzątnął mu je sprzed nosa pech w jednym z wyścigów i… Jerzy Szczakiel, który zadedykował sukces zmarłej tuż przed finałem ukochanej mamie. Po sześciu kolejnych sezonach ponownie stanął na podium IMŚ. Tym razem przegrał w Chorzowie tylko z Maugerem.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Plech był Gollobem swoich czasów. Albo Zmarzlikiem. Każdy musiał się z nim liczyć, a jeśli ktoś zwyciężał „Super Zenona”, miał powody do wielkiej satysfakcji. Niestety i on, i Jancarz i inni wielcy tamtych lat nie mogli liczyć na sprzęt tej samej klasy co jeźdźcy z Zachodu. Brakowało dewiz, a przez to i motocykli, które mogłyby skuteczniej wywindować naszych asów na szczyt. W sportowej historii fenomenalnego Plecha paradoksem jest brak choćby jednego złotego medalu mistrzostw świata. Na szyi lądowały srebrne i brązowe, ale złoto nie było mu dane. Gdyby tylko dało się przenieść młodego Zenka do dzisiejszej rzeczywistości, to... No właśnie – gdyby...
Plech był też żartownisiem. Budując jego pomnik, warto o tym pamiętać. Lubił robić kawały, kochał dobrą zabawę. To był człowiek taki, jak my. I dlatego wszędzie traktowano go z wielką sympatią.
Wychowanek Stali Gorzów miał też okazję występować na torze w Pile. Tak było choćby w październiku 1984 roku, kiedy gościnnie nałożył plastron Polonii Bydgoszcz, gdy ta, właśnie na pilskim Zamościu, podejmowała „Czerwoną Gwiazdę” z Pragi. Przypomnę, że w tamtych latach nie było w Pile ligowego żużla.
A później, kiedy pan Zenon zakończył już jazdę na żużlu (zrobił to całkiem szybko, bo w wieku 34 lat), zaczął się bawić w trenerkę i dziennikarstwo. Wtedy przyjeżdżał do Piły regularnie, choćby z Wybrzeżem Gdańsk, Stalą Gorzów albo Wizją TV.
Od strony prywatnej dał się poznać naszemu lokalnemu środowisku we wrześniu 2011 roku, kiedy z inicjatywy złotowianina, Łukasza Starszewskiego uczestniczył w kameralnym spotkaniu w kibicami. Zaskoczył tam wszystkich skromnością i bezpośredniością.
Nie ma już Zenona Plecha. A może... Może jest jeszcze bardziej niż poprzednio, bo w naszych sercach i wspomnieniach? Do zobaczenia w lepszym świecie, Golden Boy...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto