Kolor. To słowo najlepiej pasuje do Miry Grąbczewskiej z Piły. Wszystko u niej zawsze było kolorowe. Myśli, słowa, sukienki, włosy. Nawet śmiech też jakby kolorowy. Zna ją cała pilska „jedynka”. Od lat uczy tu w najmłodszych klasach. Szpiczak. To słowo, które nie pasuje do nikogo. Tym bardziej nie pasuje do Miry.
Niestety, od sierpnia ubiegłego roku odmieniane jest w jej życiu każdego dnia. Bo nie dość, że szpiczak, to jeszcze ten w najgorszej wersji. Jakby sam nowotwór szpiku nie wystarczył, musiał być jeszcze guz. Znaleźli go w tym roku, w październiku na kręgosłupie. Już go wycięli, a Mira po operacji znowu jest na chemii. I to chemii totalnej, która wywołała kryzys.
- W ubiegłym tygodniu kazali nam się z nią pożegnać, ale zrobiła śmierci na złość i żyje. Wygląda na to, że w końcu wypędziła z siebie to, co ją zabijało - mówi Arkadiusz, mąż Miry.
Czas znowu zaczął się liczyć w dniach, a nie w godzinach. Nadzieja jest jednak bardzo ostrożna. I potrzebuje pomocy. Choćby na pokrycie kosztów rehabilitacji, bez której Mira nigdy nie stanie o własnych nogach. A tak jest jeszcze nadzieja. Na nowoczesne terapie, których nie sfinansuje NFZ. A tak jest jeszcze nadzieja.
Bolą ją kości, a nas to złości!
Jedenaście kobiet. Niektóre połączyło wspólne podwórko i szkoła, jeszcze inne praca, wszystkie połączyło życie. Potrafią wspólnie świętować, potrafią też wspólnie walczyć. Mira jest jedną z nich. Teraz walczą o nią. W sobotę, 2 grudnia, w Sali Miejskiej w Inwest Parku przy ulicy Dąbrowskiego odbędzie się koncert charytatywny dla Miry.
Będzie też kiermasz, na który „dziesiątka” od Miry przygotowała własnoręczne wyroby: kolorowe kubki, ramki, sówki, poduszki, świąteczne torby, porcelanowe ozdoby, jeansowe choinki, miodziki, pierniki, itepe. Spotykały się co sobotę. Niemal zawsze w komplecie. I szyły, wycinały, wypychały, pakowały.
I Mira w tym wszystkim też była, bo w tych sobotnich rozmowach to właśnie jej było najwięcej. Szpiczak to dla nich coś absurdalnego, żadna z nich nie wierzy w to, że może im zabrać Mirę. Brakuje im jej śmiechu na żywo i urodzinowych wierszyków, i każą jej wracać do zdrowia, by mogły razem pojechać w te Bieszczady, które ona tak bardzo chce zobaczyć.
- Gdyby można było ten ból Miry podzielić na kawałki, to każda by wzięła cząstkę na siebie - mówi Lila Pompała. - Nie możemy wziąć jej bólu, ale możemy dołożyć serce do akcji, która jest dla niej.
Włożyły je całe, a razem z nimi zrobiły to ich córki i matki. To córka Oli wymyśliła hasło „Bolą ją kości, a nas to złości”, a kwiatki to robota 85-letniej matki Lili.
- W każdej z tych rzeczy, która będzie na kiermaszu, jest kawałek naszego serca i mamy nadzieję, że pójdzie dalej w świat - mówi Beata Czerwińska. - Zróbmy dużo dobra tego dnia. Nie tylko dla Miry, ale także dla swoich bliskich, których można obdarować tymi rzeczami.
- To może być taki prezent dla wielu osób. Dla tych, którzy kupią, bo pomogą w ten sposób Mirze, a takie dobro zostaje w ludziach, i dla tych, którzy zostaną obdarowani, bo oni również staną się częścią tej akcji - mówi Aleksandra Wilkowska-Mazur.
Im więcej osób po stronie Miry, tym mniejsze szanse dla szpiczaka. A Mirze będzie można pomóc nie tylko tego dnia. Można też wpłacać dobrowolne datki na konto Fundacji Złotowianka nr 25 8944 0003 0002 7430 2000 0010 z dopiskiem „Darowizna na rzecz Mirosławy Grąbczewskiej G/115”.
Instahistorie z VIKI GABOR
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?