Waldemar N. od początku nie przyznawał się do winy. Najwyraźniej nie wierzy w nią do tej pory. Są kierowcy, którzy zabijają niemalże z premedytacją: jadąc z prędkością 130 km/h w terenie zabudowanym, wyprzedzając pod górę na podwójnej ciągłej, z trzema promilami we krwi albo po działce amfetaminy.
Waldemar N. był trzeźwy. Jechał z żoną. Nie jechał nawet za szybko. Zabił, bo wyjeżdżając z drogi podporządkowanej według biegłego albo nie zauważył jadącej obwodnicą ciężarówki, albo zauważył ją, ale źle ocenił odległość i prędkość, i wyjechał prosto pod jej koła. W każdym przypadku wina leży po jego stronie.
Według biegłego albo nie zauważył jadącej obwodnicą ciężarówki, albo zauważył ją, ale źle ocenił odległość i prędkość
Tego faktu Waldemar N. najwyraźniej nie chce do siebie dopuścić - że to on zawinił, że to przez niego zginął człowiek, i że to on ma spędzić najbliższe cztery lata w więzieniu.
Na pierwszej rozprawie zeznał, że wyjeżdżając z ulicy Młodych nie widział żadnej ciężarówki. Dlatego wyjechał na obwodnicę. - To było normalne włączenie się do ruchu - zeznał na tamtej rozprawie.
Zaraz potem usłyszał odgłos tarcia. W pierwszej chwili pomyślał, że coś złego dzieje się z jego samochodem. Zwolnił. W lusterku zobaczył ciężarówkę na lewym pasie. Miał powiedzieć do żony „Zobacz jaki wariat nas wyprzedza”. Padało, a ciężarówka nie miała nawet włączonego kierunkowskazu. Przyszło mu do głowy, że kierowca złapał gumę i trze o barierkę, stąd odgłos tarcia. Nie zatrzymał się, żeby mu pomóc, bo nie miał jak zawrócić. Odjeżdżając widział w lusterku światła awaryjne samochodów, które były tuż za nim. O wypadku dowiedział się dopiero z radia.
Kierowca audi, który był głównym świadkiem oskarżenia, zobaczył w lusterku łamiącą się w literę V ciężarówkę z przyczepą, a pomiędzy nimi bmw Waldemara N.
Kierowca audi zobaczył w lusterku łamiącą się w literę V ciężarówkę z przyczepą, a pomiędzy nimi bmw Waldemara N
On sam wyjechał na obwodnicę tuż przed nim. Ciężarówkę, którą jechał Krzysztof B., minął będąc już na swoim pasie.
Później, już w trakcie procesu Waldemar N. chwytał się każdej, nawet najmniej prawdopodobnej linii obrony. Według jednej z takich wersji, to właśnie kierowca audi był sprawcą wypadku i to przez niego Krzysztof B. musiał gwałtownie hamować. Według innej, zawinił sam kierowca ciężarówki, który jechał za szybko, i na mokrej powierzchni wpadł w poślizg. Nie bez winy miały być opony w jego ciężarówce oraz hamulce. Następna teoria to samochód, który wyjeżdżał za Waldemarem N., zajechał drogę ciężarówce.
Każdą z nich bezlitośnie punktował jednak biegły sądowy z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych. Samochodu, który rzekomo wyjechał za Waldemarem N., nie uchwycił żaden rejestrator ani kamera. Droga za nim była pusta. A gdyby nawet był taki samochód, to kierowca bmw przy padającym deszczu i włączonym radiu nie miałby szans usłyszeć dźwięku wydawanego przez ciężarówkę, ani zobaczyć świateł awaryjnych innych samochodów, bo byłby zwyczajnie za daleko. Według biegłego sprawcą tego wypadku był wyłącznie Waldemar N.
- Kierujący bmw mógł uniknąć wypadku nie wjeżdżając na skrzyżowanie - stwierdził biegły.
Kierujący bmw mógł uniknąć wypadku nie wjeżdżając na skrzyżowanie - stwierdził biegły
Wjechał. Prosto pod ciężarówkę. Krzysztof B. nie miał szans się zatrzymać. Gdyby doszło do zderzenia, to Waldemar N. i jego żona mogliby go nie przeżyć.
56-letni kierowca z Trzcianki zaczął gwałtownie hamować, stracił panowanie nad kierownicą, zjechał na przeciwny pas ruchu, uderzył w barierkę, przebił ją i runął do rzeki. Nie przeżył upadku. Zginął uwięziony w kabinie pod wodą.
Sędzia Maciej Płóciennik uzasadniając wyrok podkreślił, że Krzysztof B. uratował życie Waldemarowi N. Tymczasem on uciekł z miejsca wypadku i nie udzielił żadnej pomocy kierowcy ciężarówki. Nie musiał skakać do rzeki. Wystarczyłoby, żeby zatrzymał samochód, wszedł na most i wezwał pomoc. Zamiast tego pojechał dalej.
Prokurator żądał dla Waldemara N. sześciu lat pozbawienia wolności. Takiej samej kary domagała się też żona i córka Krzysztofa B., które występowały jako oskarżycielki posiłkowe. Sąd ostatecznie skazał Waldemara N. na cztery lata więzienia oraz dożywotni zakaz kierowania pojazdami.
Sąd skazał Waldemara N. na cztery lata więzienia oraz dożywotni zakaz kierowania pojazdami
Musi także zapłacić po 30 tysięcy złotych zadośćuczynienia żonie i córce za doznaną krzywdę oraz pokryć koszty procesu - ponad 15 tysięcy złotych. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Waldemar N. z pewnością będzie się odwoływać. Złożył wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?