Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piła. Dziewięciu lotników. Dziewięć śmierci. Wspomnienie o lotnikach pochowanych na pilskim cmentarzu [ZDJĘCIA]

Agnieszka Świderska
Agnieszka Świderska
Śmierć Antoniego Wicińskiego do dziś pozostała zagadką
Śmierć Antoniego Wicińskiego do dziś pozostała zagadką Fot. Agnieszka Świderska
Aleja Zasłużonych na pilskim cmentarzu oficjalnie już nie istnieje. Teraz można pochować tam każdego. Jednak ci, którzy trafili na nią jako zasłużeni, wciąż mają swoje miejsce w historii. W przypadku dziewięciu lotników jest to miejsce tragiczne, na które przylecieli prosto z nieba.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Andrzeja Rojka

Depozytariuszem pamięci o pilskich lotnikach jest emerytowany pułkownik pil. Klaudiusz Jamrożak. Kimś takim jak depozytariusz pamięci można zostać tylko z wyboru. Trzeba chcieć pamiętać. Nawet jeżeli ta pamięć boli, bo przecież pamięta się żywych, a opowiadać ma się o tym jak zginęli. Jak o Andrzeju Rojku, którego grób leży na początku Alei Zasłużonych. Zginął w maju 1967 roku. Miał 24 lata.

- To był mój kolega, z którym byliśmy promowani w 1964 roku. Razem przyszliśmy do Piły

- wspomina Klaudiusz Jamrożak.

Tamtego feralnego dnia Andrzej Rojek wykonywał pilotaż parą. W w trakcie jednej z figur nastąpiło zderzenie samolotów. Drugiemu pilotowi udało się wylądować na uszkodzonej maszynie. Rojek nie miał tyle szczęścia.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Henryka Niewiadomskiego

Rok wcześniej niż Rojek i Jamrożak promowany był Henryk Niewiadomski. Zginął w sierpniu 1968 r. Tragedia wydarzyła się podczas ćwiczeń na trawiastym lotnisku w Bednarach. Starty kolejnych par samolotów myśliwsko - szturmowych Lim-6bis odbywały się z włączonym dopalaczem. I to dopalacz zawiódł tamtego dnia w samolocie Niewiadomskiego. Maszyna zderzyła się z lasem.

- Zginął na moich oczach. Siedziałem w samolocie gotowy do startu. Miałem lecieć następny. Tamtego dnia nikt już nie startował z Bednar

- wspomina pułkownik.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Antoniego Wicińskiego

Jedną z nierozwiązanych wciąż zagadek jest śmierć lotnika Antoniego Wicińskiego. Pewna jest tylko data jego śmierci - 19 listopada 1971 r. Też był z promocji Klaudiusza Jamrożaka.

- To miał być zwykły nocny lot treningowy. Startował z Piły. Przechodziło jakieś zachmurzenie. Kierownik lotów skierował go do strefy pilotażu nad Wałczem

- wspomina emerytowany pułkownik.

Wykonywać lot w strefie pilotażu oznaczało wykonywać loty w granicach 20 kilometrów od centralnego punktu strefy. Tymczasem Wiciński zginął w odległości ponad 30 kilometrów od Wałcza. Uderzył niemal pionowo w ziemię. Nikt nie wie, co naprawdę się wydarzyło. Pilot do końca nie sygnalizował nawet najmniejszych kłopotów z silnikiem czy przyrządami, a czarnych skrzynek wtedy nie było.

- Mógł wpaść w chmury i stracić orientację przestrzenną. Mógł... To wszystko tylko domysły. Szukaliśmy go miesiąc czasu. Szukaliśmy go w rejonie strefy. Przeczesaliśmy niemal każdy metr ziemi, także z powietrza na śmigłowcach. Nie znaleźliśmy nawet najmniejszego śladu

- mówi Klaudiusz Jamrożak.

Wicińskiego szukały też polskie ambasady, wojskowa prokuratura i służby specjalne. Było podejrzenie, że mógł uciec na Zachód. Nie uciekł. Miejsce katastrofy ustalono dokładnie po miesiącu. Szła nagonka na polowaniu. I to naganiacze trafili na szczątki samolotu w lesie pod Łubowem w gminie Borne Sulinowo. Wiciński rozbił się w bagnistym terenie. Nie było pożaru, nie było dymu, który mógł kogoś zaalarmować.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Michała Wolana, Zenona Ciupka i Bronisława Kuczyńskiego

Nawet jednak katastrofy, które ogląda sią na własne oczy, też zostawiają więcej pytań niż odpowiedzi. Jak ta, w której 26 sierpnia 1972 r. pod Kotuniem zginęli Michał Wolan, Zenon Ciupek i Bronisław Kuczyński. Ciupek też był z promocji Jamrożaka.

Mieli wykonywać pilotaż. To było przygotowanie do zespołu akrobacyjnego. Najpierw parą, a potem trójką. Wolan był instruktorem, a Kuczyński prowadzącym. Miał być inny prowadzący, ale tamten się rozchorował. Z Wolanem też miał lecieć ktoś inny.

- To ja miałem lecieć. Nie było sensu, żebym rozpoczynał loty treningowe, bo tydzień później odchodziłem do Akademii Sztabu Generalnego. Kiedy uświadomiłem to dowódcy zamiast mnie wzięli Ciupka

- mówi Klaudiusz Jamrożak.

Śledził ich lot z Domku Lotnika razem z innymi pilotami. Byli bezsilni kiedy doszło do tragedii. Bezsilni i wściekli, bo nigdy nie ma zgody na śmierć pilota. A tym bardziej na potrójną śmierć.

- To prowadzący nadawał ton. Wydawało się, że zbyt nisko wykonali przewrót. Gdyby prowadzący ciągał trochę mocniej, to by wyszli, bo zabrakło im około 100 metrów, żeby nie zderzyć się z ziemią. Jak już byli tak nisko, to żaden manewr nie mógł ich uratować

- mówi pułkownik.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Mieczysława Siudy

Cztery lata później też w sierpniu zginął Mieczysław Siuda. Wykonywał rutynowy lot na trasie na wysokości 200 m. Tymczasem z Nadarzyc, bez zgody ruchu lotniczego, wystartował radziecki śmigłowiec z Północnej Grupy Wojsk Radzieckich z pięcioma osobami na pokładzie. Wracali do Legnicy. Nie zgłosili Pile swojego lotu. W dodatku pod Czarnkowem podwyższyli wysokość. Siuda nie miał szans ich zobaczyć, bo podlecieli mu z boku. Polska i rosyjska maszyna zderzyły się w powietrzu w rejonie Krucza. Wszyscy zginęli.

- Rosjanie chcieli zwalić winę na Siudę. Komisja, która badała wypadek, nie pozwoliła na to

- wspomina Klaudiusz Jamrożak.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Zbigniewa Marciniaka

Swój grób w Alei Zasłużonych ma też chorąży Zbigniew Marciniak. Zginął w maju 1979 r. w trakcie skoku spadochronowego. Po awarii głównego spadochronu nie zdołał otworzyć zapasowego. Spadł na tzw. “kalafiorze” na płytę lotniska.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Wacława Macko

Podpułkownik pil. Wacław Macko był przedostatnim dowódcą 6. Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Pile. Do Świdwina przeszedł na stanowisko zastępcy dywizji. Kilka miesięcy później, w lipcu 1995 r., zginął podczas szkolenia metodycznego na SU-22UM3K.

- Badałem ten wypadek. W lotnictwie nie ma generałów, pułkowników, poruczników. Każdy może popełniać błędy

- mówi Klaudiusz Jamrożak.

Tragiczne loty pilskich lotników. Śmierć Pawła Zdunka i Grzegorza Jułgi

Błędy stały też za jedną z największych katastrof w polskim lotnictwie - katastrofy wojskowej CASY w styczniu 2008 r. Samolot rozbił się w trakcie podchodzenia do lądowania na lotnisku w Mirosławcu. Spadł w lesie około 800 metrów od pasa startowego. Oficjalna przyczyna tragedii to błędy w pilotażu. Zginęło 4 członków załogi i 16 oficerów, w tym Paweł Zdunek i Grzegorz Jułga z 8. Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu. Obaj służyli kiedyś w pilskim pułku i dołączyli do swoich kolegów po skrzydłach w Alei Zasłużonych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto