Pierwszego maja na Jeziorze Powidzkim przewrócił się jacht z pięcioma osobami. Dwie z nich utonęły. Tragicznie zginął 32-letni pilanin. Wokół akcji ratunkowej prowadzonej przez strażaków pojawiło się wiele znaków zapytania.
Od zgłoszenia zdarzenia, do momentu, w którym wydobyto parę znajdującą się w kabinie jachtu, minęły ponad dwie godziny. Na pokładzie uczestniczących w akcji łodzi nie było sprzętu do nurkowania. Mimo to jeden z dowódców nie zabrał z brzegu oferującego pomoc ratownika WOPR. Po bezskutecznych próbach podniesienia i wpłynięcia do jachtu, straż odholowała go na brzeg.
I jak się okazuje, od holowania do wydobycia żeglarzy minęło jeszcze blisko 1,5 godz. Pojawiły się kłopoty z dociągnięciem łodzi do brzegu, strażacy musieli wybijać szybkę kotwicą, a nurek, choć widział dwie osoby, nie mógł się do nich dostać. Z kolei karetka z lekarzem była na drugim brzegu.
Straż pożarna podaje, że temperatura wody wynosiła wtedy pięć stopni. Prokuratura ma dane z instytutu meteorologii mówiące o ponad 12 stopniach.
Sprawę utonięcia dwóch osób bada konińska prokuratura. Pod koniec lipca można spodziewać się pierwszej opinii biegłych.
Czy żeglarze musieli zginąć? Strażacy twierdzą, że zrobili wszystko, co było w ich mocy. Innego zdania są przedstawiciele rodziny 32-letniego pilanina, który tego feralnego dnia utonął.
- Na podstawie posiadanych informacji uważamy, że ofiary dramatu na jeziorze Powidzkim można było uratować. Liczymy, że prokuratorskie śledztwo odpowie na wszystkie pytania dotyczące tej tragedii i ewentualnie wskaże winnych, a także pozwoli wyciągnąć wnioski, tak aby podobnych wypadków można było uniknąć - mówi Daniel Majchrzak z kancelarii Majchrzak, Brandt i Wspólnicy.
Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?