Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sławomir Nawrot nie traci pogody ducha i służy innym

Wojciech Dróżdż
Wojciech Dróżdż
Urodził się w Osieku, gdzie rozpoczął swoją edukację. Jednak pogarszający się wzrok sprawił, że mieszkaniec gminy Wyrzysk zmuszony był kontynuować naukę w Bydgoszczy, w szkole dla niewidomych i słabowidzących. Od prawie dwudziestu lat mieszka w Pile. Prywatną bazę ma na Zielonej Dolinie, a służbową w centrum miasta. To właśnie tam można znaleźć siedzibę Powiatowego Koła Polskiego Związku Niewidomych.

Śródmiejska 13, pilski deptak. Tam we wtorki i czwartki społecznie pracuje Sławomir Nawrot, prezes Koła. To miejsce przyjazne wszystkim osobom, które mają poważne problemy ze wzrokiem. - Niestety, obecnie, ze względu na niesprzyjające okoliczności, musieliśmy zamknąć siedzibę na klucz. Zdecydowana większość członków Koła to ludzie starsi, a oni są szczególnie mocno narażeni na zachorowania. Czekamy na spokojniejszy czas. Na razie można się ze mną kontaktować telefonicznie bądź mailowo – rzeczowo tłumaczy pan Sławek.
Choć nieraz pisaliśmy już o tym na łamach „Tygodnika”, warto ponownie przypomnieć, czym zajmuje się Polski Związek Niewidomych w Pile. Oddaję głos naszemu bohaterowi, który wylicza: - Pomagamy w poszukiwaniach pracy, w wypełnianiu świadczeń i wniosków, udzielamy informacji o pomocy dla niewidomych, a także organizujemy, pikniki, wycieczki oraz imprezy integracyjne. Tych spraw – poważnych i bardziej błahych - jest naprawdę dużo. Warto podkreślić, że jesteśmy organizacją samopomocową, która finansuje swoją działalność ze składek członkowskich i datków sponsorów.
Dla osób niewidomych (oraz innych niepełnosprawnych) świadomość, że mogą na kogoś liczyć, jest bardzo istotna. - Koło stara się pomagać jak może najlepiej, ale wspierają nas - niewidzących, również inni ludzie. To budujące, kiedy idąc chodnikiem mogę usłyszeć pytanie: „Pomóc panu przejść na drugą stronę ulicy?”. Wrażliwość społeczna jest wysoka. Co prawda, teraz, ze względu na epidemię, ludzie się trochę zamknęli i boją się pomagać, ale ten czas przecież kiedyś się skończy…
Pan Sławek lubi podkreślać, że z perspektywy osoby niewidomej powiat wciąż zmienia się na lepsze. Przykłady? Choćby komunikaty głosowe w autobusach miejskich, które jeżdżą po Pile. - To bardzo ułatwia orientację w przestrzeni, a także ma wymiar edukacyjny. Dzięki temu dzieci uczą się nazw ulic, a turyści lepiej poznają miasto. Korzystając z okazji, bardzo proszę kierowców autobusów, żeby starali się zawsze podjeżdżać pojazdami jak najgłębiej w wysepkę przystankową i obniżali podłogę, kiedy widzą na przystanku osoby niepełnosprawne.
Inną zmianą na plus są przejścia dla pieszych. Dzisiaj wiele z nich posiada sygnalizację dźwiękową oraz płytki o odpowiedniej fakturze, wbudowane w chodnik tuż przed zejściem na jezdnię. - Zmienia się też architektura. Nowe budynki są uzbrojone w elementy ułatwiające poruszanie się niewidomym po obiekcie – cieszy się Sławomir Nawrot, który na co dzień z przyjemnością uczestniczy w spotkaniach z dziećmi i młodzieżą, opowiadając o codziennym życiu osoby z białą laską.

KIBIC CO SIĘ ZOWIE

Mimo poważnych kłopotów ze wzrokiem, pan Sławek nie rezygnuje z własnej pasji. Jakiej? - Od lat z wielką radością uczęszczam na zawody żużlowe. Na Bydgoską chodzę od 1992 roku. Na początku dojeżdżałem na żużel z rodzinnego Osieka. Zawsze siedzę w sektorze za startem, do którego dotrę sam na pamięć. Potrzebuję tylko białej laski. Nie jestem jedynym członkiem naszego Koła, który chodzi na zawody. Często po meczach dyskutujemy o tym, co przeżyliśmy. Na początku kupowałem programy zawodów, lubiłem też sięgać po gadżety. Obowiązkiem było posiadanie „Tygodnika Żużlowego”. Teraz program wypełnia mój przewodnik. Swoją drogą, uważam, że przewodnicy nie powinni płacić za bilety. Kibicuję tak jak inni, sugeruję się reakcjami sąsiadów. Z uwagą nasłuchuję komunikatów spikera. A propos tego ostatniego: bardzo ceniłem Krzysztofa Hołyńskiego, który doskonale zjednywał zwaśnione strony na trybunach. Kiedy zawodnicy się ścigają, to wiem, gdzie są w danym momencie. Na szczęście, słuch mam dobry. Umiem rozróżnić, kiedy przy taśmie stoi czterech jeźdźców, a kiedy dwóch lub trzech. Teraz start przebiega bardziej płynnie i ciszej niż kiedyś. Sędzia ma większą kontrolę nad procedurami startowymi. A ja? Za każdym razem przeżywam równie wielkie emocje jak zawodnicy i pozostali fani. Adrenalina robi swoje!
Mieć takiego kibica to prawdziwy skarb. Tylko czekać, aż wreszcie znów spotkamy się na stadionie!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto