Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragiczny wypadek naszej dziennikarki Ani Karbowniczak. Kierowca uciekł, bo był bez prawa jazdy i po amfetaminie? Właśnie wyszedł z aresztu

Redakcja
Nasza dziennikarka z Chodzieży Ania Karbowniczak zginęła tragicznie na początku września. Wybrała się na trening rowerowy. Została potrącona przez busa, którego kierowca i pasażarowie uciekli. Potem trzech z pięciu podejrzanych trafiło do aresztu. Teraz wszyscy są już na wolności. Prokuratura, opierając się na opinii biegłych, uznała, że to dziennikarka ponosi winę za wypadek, miała wymusić pierwszeństwo. Nadal nie wiadomo jednak, z jaką prędkością jechał kierowca oraz czy nie był pod wpływem amfetaminy.
Nasza dziennikarka z Chodzieży Ania Karbowniczak zginęła tragicznie na początku września. Wybrała się na trening rowerowy. Została potrącona przez busa, którego kierowca i pasażarowie uciekli. Potem trzech z pięciu podejrzanych trafiło do aresztu. Teraz wszyscy są już na wolności. Prokuratura, opierając się na opinii biegłych, uznała, że to dziennikarka ponosi winę za wypadek, miała wymusić pierwszeństwo. Nadal nie wiadomo jednak, z jaką prędkością jechał kierowca oraz czy nie był pod wpływem amfetaminy.
Zaskakująca opinia biegłych w sprawie tragicznego wypadku naszej dziennikarki Ani Karbowniczak. We wrześniu, jadąc na rowerze, pod Budzyniem została śmiertelnie potrącona przez busa. Kierowca i jego pasażerowie uciekli. Teraz prokuratura uznała jednak, że wyłączną winę za wypadek ponosi nasza dziennikarka. Zdaniem biegłych miała wymusić pierwszeństwo wyjeżdżając z drogi podporządkowanej. Dlatego kierowcę Macieja N. zwolniono już z aresztu. Ale nadal jest wiele wątpliwości. Kierowca w chwili zdarzenia mógł być pod wpływem amfetaminy. Nie wiadomo też, ile miał na liczniku.

- Z opinii biegłych wynika, że dziennikarka wyjechała z drogi podporządkowanej i wymusiła pierwszeństwo busowi, który nadjeżdżał z jej lewej strony. Biegli nie wskazali, z jaką prędkością poruszał się pojazd, a co za tym idzie, czy była ona dozwolona – mówi „Głosowi Wielkopolskiego” prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.

Kierowca uciekł z miejsca zdarzenia. Biegli uznali, że to nie on jest sprawcą wypadku pod Budzyniem

Biegli, jak zaznacza prokuratura, oparli się na zgromadzonych dowodach i śladach. Wiadomo, że tragicznie zmarła Ania swojej wersji nie przedstawi. Śledczy oparli się więc na wyjaśnieniach podejrzanych, którzy jej nie pomogli, uciekli i zacierali ślady. Ale także na analizie obrażeń ciała, miejsca, gdzie leżały zwłoki, uszkodzeń roweru. Najbardziej wiarygodnym źródłem informacji dla biegłych była analiza Garmina, którego nasza dziennikarka używała podczas jazdy na rowerze.

- Z tej analizy można odczytać trasę, którą się poruszała. Biegli uznali, że dojeżdżała do skrzyżowania z drogą główną i wymusiła pierwszeństwo – stwierdza prokurator Łukasz Wawrzyniak.

We wrześniu pozznański sąd aresztował trzech z pięciu podejrzanych. Zobacz film:

Kierowca Maciej N. właśnie wyszedł z aresztu. Wciąż nie wiadomo, czy w chwili wypadku był pod wpływem amfetaminy

Taka ekspertyza biegłych skłoniła śledczych do zwolnienia kierowcy Macieja N. z aresztu. Był on jedną z pięciu zatrzymanych osób i jednym z trzech aresztowanych. Siedział najdłużej, do pierwszych dni grudnia. Na razie ciążą na nim zarzuty spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ucieczki z miejsca zdarzenia, zacierania śladów. Prawdopodobnie „odpadnie” mu najpoważniejszy zarzut, czyli spowodowanie tragedii. Mogą za to dojść nowe.

Kierowca Maciej N. w dniu wypadku nie miał przy sobie prawa jazdy.

- Nie potrafię w tej chwili jednoznacznie powiedzieć, czy miał je w domu, czy też w ogóle nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdami. Wyjaśniamy tę kwestię

– zaznacza prokurator Łukasz Wawrzyniak.

Niejasna jest również prędkość, z jaką kierowca jechał busem. Biegli tego nie ustalili. A ma to istotne znaczenie. Wątpliwości są także co do tego, czy były ślady hamowania. I wciąż otwarte pozostaje pytanie, dlaczego Ania miałaby wyjechać wprost pod nadjeżdżającego busa. Wiadomo, że poruszała się z niewielką prędkością. Przy drodze głównej, na którą miała wyjechać, rosną drzewa, ale widoczność jest całkiem dobra. Może „ścięła” skrzyżowanie i była nieuważna? A może kierowca pędził na złamanie karku?

Zwłoki naszej dziennikarki, na co dzień piszącej do „Chodzieżanina”, znalazła przypadkowa osoba. Kierowca, który wiózł parę znajomych, uciekł. Potem do pobliskiego lasu przyjechał brat kierowcy. Następnie udali się do znajomego mechanika. Ich plan zakładał zacieranie śladów. Zaczęli naprawiać uszkodzenia busa. Zatrzymano ich w piątek, dzień po tragedii. Kierowca Maciej N. i jego brat Krystian byli pod wpływem amfetaminy. Mechanik również.

Czytaj też: Zarzuty dla pięciu osób ws. tragicznego wypadku, którego ofiarą padła Anna Karbowniczak

- Wciąż nie wiemy, czy kierowca zażywał ją przed wypadkiem, czy też wziął ją po tej tragedii. Zleciliśmy tzw. badania retrospektywne. Mają odpowiedzieć na pytanie, kiedy dokładnie zażył amfetaminę – zaznacza prokurator Łukasz Wawrzyniak.

Ania Karbowniczak przed tragiczną śmiercią dostała groźby związane z jej artykułami o chodzieskiej policji i prokuraturze

Wśród pięciu podejrzanych osób - kierowcy, jego dwóch pasażerów, jego brata oraz mechanika – są osoby na bakier z prawem. Brat kierowcy Krystian N. miał wyrok za jazdę po pijanemu, a pasażer Marcin C. za narkomanię. Nie wiadomo, co z karalnością samego kierowcy.

- Z karty karnej wynika, że kierowca wcześniej odpowiadał za pobicie, ale musimy to jeszcze dokładnie zweryfikować - mówi prokurator Łukasz Wawrzyniak.

Kulisy policyjnej obławy

Przypomnijmy, że sprawa Ani Karbowniczak ma także swój drugi, wciąż niewyjaśniony wątek. Tuż przed tragiczną śmiercią Ania dostawała anonimowe groźby. Jeden z listów miał ją z kolei zdyskredytować w oczach przełożonych.

Czytaj też: Szczegóły w sprawie gróźb wobec naszej dziennikarki Ani Karbowniczak

Autor anonimu z groźbami, zaadresowanego na jej nazwisko, „kazał” jej zostawić temat zaniedbań chodzieskiej policji i prokuratury w kontekście śmierci 2-letniego Marcelka z Chodzieży. Kto był autorem? Czy była to osoba związana z chodzieską policją lub prokuraturą? A może jakiś „nawiedzony” czytelnik?

Sprawdź też: Tekst o sprawie uchybień policji i prokuratury, po którym Anna Karbowniczak dostała groźby

Dla „czystości” sprawy, wątek wypadku i gróźb zaczęła wyjaśniać poznańska Prokuratura Okręgowa i policjanci z komendy wojewódzkiej. Potem jednak kwestię gróźb przekazano do Konina. Nadal nie ma żadnego przełomu w tej sprawie. Prokuratura na razie nie ustaliła, kto i dlaczego groził naszej dziennikarce.

Sprawdź też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto