Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tygodnik Pilski: Adaś ma już nowy dom

Michał Nicpoń, Alicja Lehmann
Niemowlak, który został podrzucony na wycieraczkę kamienicy w Wałczu w listopadzie 2010 roku, jest już z nowymi rodzicami.

Dzięki szybkiej decyzji poznańskiego sądu o nadaniu mu imienia i nazwiska, dziecko otrzymało PESEL. To pozwoliło na kolejne kroki, by chłopczyk mógł trafić do adopcji. W nowej rodzinie jest od kilku dni.

- To cudowna wiadomość! - wykrzykuje Jadwiga Rurarz, która w tamtą listopadową noc zaalarmowała policję i pogotowie ratunkowe, chroniąc tym samym dziecko przed pewną śmiercią na mrozie. - Mam tylko nadzieję, że to dobra rodzina - dodaje szybko, nadal przejęta losem chłopca.

Noc na wycieraczce

Adaś, takie imię nadano mu w poznańskim domu dziecka, został znaleziony przez mieszkańców kamienicy w Wałczu w listopadowy wieczór. Leżał na wycieraczce, owinięty tylko w cienkie płótno. Płacz dziecka usłyszał późnym wieczorem mieszkający w kamienicy z matką Paweł Zieleniewski. Zareagował natychmiast, obudził matkę, wezwali pomoc. Dziecko przeżyło dzięki ich natychmiastowej reakcji.

Chłopczyk od razu trafił do wałeckiego szpitala. Ze szpitala noworodek został przewieziony do domu dziecka w Poznaniu. Sąd w Wałczu przez dwa miesiące nie podejmował decyzji o nadaniu mu danych osobowych, bez których nie mógł trafić do rodziny adopcyjnej. Wreszcie, pod koniec stycznia zdecydował, że nie jest sądem kompetentnym do wydania decyzji, bo chłopczyk nie przebywa już w Wałczu. W związku z tym jego dokumenty przesłał do sądu do Poznania.
Tu jednak sprawa od razu trafiła na wokandę. Na rozprawie 9 lutego 2011 roku wydział rodzinny Sądu Rejonowego Poznań Grunwald-Jeżyce nadał dziecku imię i nazwisko.

- Sprawa była tu o tyle łatwa, że obojga jego biologicznych rodziców nie udało się odnaleźć - mówi sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Sędzia prowadząca nie chciała przedłużać pobytu chłopca w domu dziecka. Dlatego decyzja zapadła tak szybko, jak to możliwe, aby maluszek mógł trafić do kochającej rodziny.

Nowi rodzice

Na tej samej rozprawie pieczę nad dzieckiem powierzono, wskazanej przez ośrodek adopcyjny parze.

- Są to ludzie młodzi, o wysokich kompetencjach społecznych - zapewnia Romana Chruszcz, dyrektor ośrodka Pro Familia. - Małżonkowie z dużym zaangażowaniem przygotowywali się do przyjęcia dziecka. Możliwość adopcji Adasia przyjęli z otwartym sercem. Jesteśmy przekonani, że będą dla niego dobrymi rodzicami - dodaje.

W czasie, kiedy sąd decydował o jego losie, chłopczyk przebywał w szpitalu, bo miał zapalenie oskrzeli. Gdy wyzdrowiał, prosto ze szpitalnego łóżeczka trafił w ramiona rodziców adopcyjnych.

Adaś, jego nowa mama i tata objęci są opieką ośrodka. Mogą liczyć na pomoc i wsparcie jego pracowników. Formalnie proces adopcyjny zakończy się w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Po jego zakończeniu Adaś otrzyma nowy akt urodzenia, w którym wpisani będą jego obecni rodzice. Dziecko dostanie też nowy PESEL. Niezmienione pozostaną data i miejsce urodzenia.

Ktoś nad nim czuwał...

Jadwiga Rurarz i Paweł Zieleniewski, którzy uratowali chłopca przed śmiercią na mrozie, o udanej adopcji chłopca dowiadują się od nas. Choć w trakcie postępowania procesowego kilkakrotnie kontaktowała się z nimi sędzia prowadząca sprawę, to o nowej rodzinie Adasia jeszcze nie wiedzieli.

- To cudowna wiadomość! - wykrzykuje wzruszona Jadwiga Rurarz. - Cieszę się bardzo, że dzieciątko ma już rodzinę. Oby tylko była dla niego dobra. Od pani sędzi dowiedziałam się, że był chory, że był w szpitalu, ale już wyzdrowiał, prawda? - dopytuje, nadal przejęta losem chłopczyka.
Krótko po tym, jak ratownicy zabrali malucha z wycieraczki spod jej drzwi, odwiedziła wałecki szpital, do którego chłopiec trafił najpierw. Wspólnie z koleżanką zrobiły "paczkę" z ubraniami dla Adasia. Do szpitala przyszła za późno - chłopiec wyjechał już do Poznania. Paczka w szpitalu została jednak przekazana innym dzieciom.

- Mam nadzieję, że im się przyda - mówi Jadwiga Rurzarz.

- To bardzo dobrze, że udało się to wszystko tak szybko zorganizować - podkreśla Paweł Zieleniewski. - To tylko cztery miesiące, nie będzie niczego pamiętał, będzie szczęśliwy, od początku ktoś nad nim czuwał - przepowiada.

O dramatycznej historii niemowlaka czytaj również w Tygodniku Pilskim

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto