Ujscy sklepikarze boją się szturmu Dino

Żaneta Kamińska jest właścicielką sklepu ogólnospożywczego w Ujściu, działalność prowadzi od 2008 roku.

- Z roku na rok obroty są coraz gorsze. Ludzie mają mniej pieniędzy, więc nie mogą pozwolić sobie na duże zakupy. Każda nowy sklep, szczególnie supermarket to dla nas duża konkurencja, gwóźdź do trumny - mówi. - Poza tym w Ujściu mamy do czynienia z rodzinnym handlem, to znaczy, że sklepy są prowadzone głównie przez rodziny. Market zabierze więc główne źródło dochodu nie jednej osobie, ale całej rodzinie.

Burmistrz Henryk Kazana jest przekonany, że supermarket to nieunikniona konieczność:

- Grubo ponad 80 procent osób, które wzięły udział w ankiecie odpowiedziało, że widzi potrzebę budowy w Ujściu marketu, to daje nam dość wyraźny obraz tego, jak dalszą politykę w tej kwestii prowadzić.

Słowa burmistrza rzeczywiście zdają się znajdować odzwierciedlenie w opinii publicznej:

- Jestem za budową supermarketu w Ujściu. Lubię robić zakupy w dużych sklepach, mam tam wszystko na miejscu, na dodatek produkty są tańsze niż w małych sklepach. Nie musiałabym jeździć na zakupy do Piły - mówi mieszkanka Ujścia, spotkana w środę, przed południem, w okolicy placu Wiosny Ludów.

- Nie dziwię się ludziom, że głosowali na "tak" w sprawie budowy marketu. Chcą kupować taniej. Są kuszeni niskimi cenami, chwytami marketingowymi i nie zdają sobie sprawy, że gdy Dino wyeliminuje konkurencję, ceny zaczną rosnąć - twierdzi Sławomir Ponicki, właściciel sklepu Selgar i jednocześnie Radny Miasta Ujście.

On sam jak mówi, nie straci wiele na budowie supermarketu, ale jest jej przeciwny, ponieważ ma na uwadze dobro mieszkańców miasta i gminy.
Końca supermarketowej historii w Ujściu zdaje się nie widać, chociaż burmistrz przekonuje, że sklep z szyldem Dino pojawi się w mieście w ciągu roku.