Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Już na drugi dzień po wybuchu wojny założyły grupę pomocową. "Pilanie Ukrainie" - tu się dzieją cuda

Michalina Pieczyńska-Chamczyk
Michalina Pieczyńska-Chamczyk
grafika profilowa grupy Pilanie Ukrainie
Fejsbukowa grupa Pilanie Ukrainie liczy 7 400 członków, co stanowi ponad 10 procent ludności Piły. Nie znaczy to jednak, że dziesiąta część pilan jest w zaangażowana w jej działanie. W tej chwili bowiem, jak podkreślają założycielki grupy, coraz więcej jest członków „pisanych cyrylicą”. Beata Kubiak i Dagmara Hoffmann opowiadają o fenomenie i kulisach pracy w grupie Pilanie Ukrainie.

Jak to się zaczęło?

BK: Zaczęłyśmy we dwie, w piątek 25 lutego [czyli na drugi dzień po ataku Rosji na Ukrainę – przyp. red.]. Ja byłam w izolacji z powodu covidu i mogłam robić coś tylko przez internet. Miałyśmy już doświadczenie w pomaganiu uchodźcom, bo pomagałyśmy i dalej pomagamy na granicy białoruskiej. Tam się nauczyłyśmy jak taka pomoc powinna być zorganizowana. Nie każdy może stać na granicy. Bez takich „pomagaczy–ciułaczy” jak my, to ci, którzy są na granicy, nic by nie zrobili. My już wiedziałyśmy jak trzeba pomagać, co jest potrzebne. Postanowiłyśmy więc, że właśnie to będziemy robić.

Czy to co się stało, czyli przewiezienie uchodźców w głąb kraju, a nawet dalej, to alternatywa dla obozu uchodźców?

BK: Tak, najlepsza, jaka może być. Ja sobie nie wyobrażam innego sposobu na integrację. Znamy takie miejsca, choćby w Danii, gdzie państwo przekazało całe osiedla na rzecz uchodźców, ale one są zamknięte. Nie fizycznie oczywiście, ale ci ludzie żyją w swojej społeczności.

To w dalszej perspektywie nie wróży nic dobrego, prawda?

DH: Oczywiście, że nie.
BK: Stąd pomysł o umieszczaniu w polskich rodzinach, który pojawił się spontanicznie. Tylko, że my wtedy myślałyśmy, że robimy to na dwa tygodnie. Rozumiesz o czym mówimy?
DH: Wierzyłyśmy też, że to się w miarę szybko skończy, szczerze mówiąc.
BK: Byłyśmy przekonane, że po tym czasie opiekę nad tymi ludźmi przejmie państwo…

Teraz z perspektywy czasu, to chyba było trochę naiwne?

BK: Tak.

Jak wyglądały początki grupy i jak ona ewoluuje?

DH: Jako grupa byłyśmy pierwsze. Jesteśmy jedyną grupą, która odpowiada. Jako pierwsze miałyśmy bazę noclegową i bazę transportową.
BK: Przewoziliśmy ludzi z granicy, a nawet zza granicy i umieszczaliśmy bezpośrednio w domach.
DH: Jesteśmy grupą informacyjno-pomocową.
BK: Po zakończeniu trzeciego tygodnia funkcjonowania grupy, jedna z dziewczyn pobawiła się w statystyki i wyszło, że od 350 do 400 rodzin umieściliśmy w pilskich domach.

To pewnie z tysiąc osób?

DH: To trzeba przemnożyć co najmniej razy trzy, więc więcej.
BK: Początkowo mieliśmy większe rodziny, bo mieliśmy większe mieszkania. Ludzie oddawali domy, mieszkania, domki letniskowe.
DH: To były zarówno mieszkania inwestycyjne, jak i takie odziedziczone po babci, które czekały na remont.
BK: W tej chwili to już inaczej wygląda. Jak nam się teraz trafia mieszkanie niezależne, to jest coś.

Czyli ludzie nadal się zgłaszają z ofertą pomocy?

BK: Tak, ale teraz są bardziej ostrożni.

Kalkulują, bo wiedzą już, że to nie potrwa dwa tygodnie, tylko kilka miesięcy? Boją się, czy odzyskają mieszkanie?

BK: I o tym warto wspomnieć. Od samego początku wypracowałyśmy kilka mechanizmów. Po pierwsze wszedł program „Rodziny – Rodzinom”, bo na początku grupa był jak słup ogłoszeniowy i nie miałyśmy wpływu na to, co się dzieje, a działy się czasem dziwne rzeczy.

Co na przykład?

BK: Na przykład ktoś dla kawału wystawiał ofertę mieszkania sąsiada. Ktoś wstawiał oferty płatne jako bezpłatne. Dlatego schowałyśmy bazę i wprowadziłyśmy taki mechanizm: ja do każdego dzwoniłam. Do każdej rodziny i omawiałam co trzeba będzie zrobić, przyjmując ich. Z czym to się wiąże, jakie są konsekwencje tego. Czy rozumiesz, że będziesz musiał pojechać załatwić PESEL, że będziesz musiał im wytłumaczyć gdzie co mają załatwić, że tam ich trzeba będzie dowieść, że trzeba będzie z urzędnikiem porozmawiać, że trzeba będzie wziąć dzień wolny. Czy to rozumiesz? Czy rozumiesz, że oni nie wyjadą za tydzień? Że będziesz musiał ich usamodzielnić?

Czy po takiej rozmowie okazywało się, że te osoby były gotowe na te konsekwencje, czy to był tylko huraoptymizm?

BK: Najczęściej byli gotowi. Kilka tylko osób odpadło. Zdecydowana większość była świadoma. Ale muszę przyznać, że to ja ich namawiałam do podpisywania umów cywilno-prawnych z naszymi gośćmi.

Umów na co?

BK: Na użyczenie bezpłatne mieszkania na czas określony. Mieszkania lub pokoju. Gospodarz ma pewność, że te osoby wyprowadzą się po tym czasie, a goście mają pewność, że nikt ich wcześniej nie wystawi za drzwi. Uważam, że to gwarantuje jednej i drugiej stronie poczucie bezpieczeństwa. Jak jesteś w hotelu gościem, to wiesz, że nie musisz się bać. Dlaczego więc nie zaproponować tego gdy wchodzisz do czyjegoś mieszkania. Proponujemy pierwszą umowę na dwa tygodnie
Ta umowa też daje podstawę do wypłacenia świadczenia zwanego 40 plus. I to przyniosło efekt. Dzwonili ludzie i mówili „jestem od pani Eli, pani Eli pani wytłumaczyła, proszę mnie też wytłumaczyć, bo ja też chcę wejść w ten program Rodzina – Rodzinie”.
DH: To rosło jak kula śnieżna.
BK: Następni przybywali z polecenia. Mówili „one są rozsądne, te baby”.

Od pierwszych dni istnienia grupy z zapartym tchem śledziłam to, co się tam dzieje. To niesamowite ile w ludziach jest chęci pomocy.

DH: Bo tak jest. Ludzie są niesamowici.
BK: Ja byłam zafascynowana tą falą dobra, która w nas uderzyła.
DH: Czasem trzeba było tych ludzi nawet hamować i kierunkować, bo bardzo chcieli pomóc choć nie wiedzieli jak.

Co powodowało w ludziach taką dużą chęć pomocy? Co nimi kierowało?

DH: To jest blisko. Po sąsiedzku.
BK: Społeczność grupy jest ukierunkowana na pomoc. Oczywiście mieliśmy trolli. Tylko, że my moderujemy. 24 godziny na dobę. 6 osób. Ci ludzie musieli przeczytać absolutnie wszystko. Czasami zdarzało się, że ktoś prosił o ratunek i było to na wagę życia. Jak wtedy, gdy zadzwoniła do nas kobieta, która wróciła na Ukrainę po swoją 12-letnią córkę i nie mogła już wyjechać, bo miasto było już oblężone. Krzyczała przez telefon w histerii. Załatwialiśmy jej transport, mówiliśmy „jak dojedziesz do Lwowa, to cię zabierzemy”. Nie dojechała. Do dzisiaj nie wiemy co się stało…

Czy takich historii było więcej? Czy właśnie ta była najtrudniejsza?

DH: Nie, to absolutnie nie była „najgrubsza” historia.
BK: Nie wiem, czy my damy radę do tego wrócić…
DH: Chyba nie…

W tym momencie moim rozmówczyniom szklą się oczy. Nie drążę. Pytam jak sobie w radzą z tym ładunkiem emocjonalnym.

BK: W pewnym momencie zadzwoniła do nas pewna pani psycholog z pytaniem, czy nie potrzebujemy wsparcia, bo zobaczyła co tu się dzieje.
DH: A my, czyli administracja, codziennie około 22.00 siadamy, bo musimy się wygadać.

Ile w takim razie kosztuje pomaganie potrzebującym?

BK: 24 godziny na dobę.
DH: Zapytaj naszych facetów ile to kosztuje. Oprócz tego, co dzieje się w naszych głowach, to nasze rodziny za to płacą. Były z nami dziewczyny, które odeszły i ja absolutnie nie mam o to pretensji. Dziękuję im za każdy dzień, który z nami spędziły, bo ten dzień mógł być dla kogoś bardzo ważny.

Co jest najtrudniejsze w pomaganiu? Ta strona organizacyjna? Przekonanie ludzi? Finansowanie?

BK: Finansowanie. Ale dopiero niedawno dojrzałyśmy potrzebę posiadania pieniędzy i założenia stowarzyszenia. No i niczego byśmy nie zrobiły bez pilan! My tylko dogadywałyśmy jedną stronę z drugą.

Tylko?! Jakiej pomocy potrzeba w tej chwili?

BK: Cały czas potrzebne są mieszkania, ale teraz na wynajem.

Czy to oznacza usamodzielnianie się i potrzebę wyjścia z domów goszczących na „swoje”?

DH: Dokładnie tak!
BK: One od razu na drugi dzień po przyjeździe mówią „znajdź mi pracę, ja nie chcę nic za darmo”. Często dzwonią do nas ludzie, żeby opowiedzieć, że „ich” rodziny właśnie dostały klucze i często proszą o następnych. Ludzie własne pieniądze wykładają na podwójne kaucje. To kilka tysięcy złotych. Na własne nazwiska umowy najmu podpisują.
BK: Tę historię możemy opowiedzieć. Kierowca TIR-a pracował we Francji, gdy zaczęła się wojna, w kraju miał żonę i trójkę dzieci. Dzwonił do żony i miał z nią coraz gorszy kontakt. Wystraszył się. Załatwił sobie transport humanitarny z Francji, żeby tam w ogóle wjechać. Ale żeby jako mężczyzna móc wyjechać z Ukrainy, musiał jechać w transporcie humanitarnym. Ale w takim transporcie nie wolno wywozić cywilów, więc ich ukrył z tyłu za kotarą i ich przewiózł. A jak dojechał do Piły, to zadzwonił do mnie i powiedział „Beata, będziesz na mnie zła, ale ja przywiozłem jeszcze siostrę i jej czwórkę dzieci”. Tam były takie malutkie dzieci, taki drobiazg... Cały czas mieszkają w Pile. Już po trzech dniach znaleźli pracę dla tych dziewczyn.

A czy są też uchodźcy, którzy trafiają do naszego miasta będąc w dobrej sytuacji finansowej, bo na przykład udało im się ocalić oszczędności i teraz potrzebują tylko pomocy organizacyjnej na starcie?

BK: Może jedna piąta.
DH: Niestety, gros z nich przyjechało z hrywnami.
BK: Niektórzy nawet nie wiedzą, że już je mogą wymienić.
DH: Bywało, że przyjeżdżały dziewczyny i miały 200 hrywien w kieszeni i co dalej?

A jak wyglądają możliwości skorzystania z pomocy rządowej?

DH: Chodzą od hotelu do hotelu.

Dlaczego?

DH: To zależy jaka umowę dana placówka podpisała. Jedni mają umowy na pobyt trzydniowy, w innych ludzie mogą być tydzień. I tak się co kilka dni przenoszą. Co prawda nikt ich stamtąd nie wyrzuca, ale są bardzo honorowi i jak trzy dni, to trzy dni, nie proszą o więcej.

A zdarzyło się, ze faktycznie ci udzie trafiali na ulicę?

BK: Tak. Ktoś do nas zadzwonił z informacją, że Ukraińców wyrzucono na ulicę z rzeczami w reklamówkach. Proszę tę kobietę do telefonu. A ona tak płacze, że nie może rozmawiać. Rozmawia jej 15-letni syn. On przejął rolę. Szukamy im mieszkania. To nie jest łatwe, bo ludzie wolą mamę z malutkim dzieciątkiem niż z nastolatkiem. Dzwonię, żeby im powiedzieć, że ma dokąd pójść i mówię „daj mi mamę, ja muszę mamie wytłumaczyć, że to nie jest mieszkanie, tylko pokój”, a on mówi „mama chce”. Znowu mówię, żeby dał mamę, „mama płacze” - on mówi. W końcu dostaję ją do telefonu, powoli się uspokaja. Mówi, że pójdzie gdziekolwiek, byle było bezpiecznie. I nagle ona mówi „wybacz mi, ja jestem z Buczy”… My wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy co to znaczy. Oni wycofywali się pod ostrzałem czołgów. Tego, co widziała, nie da się zapomnieć. I ona cały czas płakała. Dlatego ten facet ich wyrzucił. Bo ona płakała. To było dla niego tak denerwujące, że ich wyrzucił przed dom.

Jak można z takiego powodu kogoś wyrzucić? Ci ludzie nie spełnili jego oczekiwań?

BK: Mieliśmy takie telefony w stylu „ja ich wziąłem, a oni siedzą w pokoju i płaczą, nie chcą opowiadać”. Ale staramy się nie oceniać...

Czy wraz z tym, jak zmieniają się potrzeby uchodźców, będą zmieniać się działania grupy? Macie już plany na przyszłość?

BK: Integracja. To przede wszystkim. Nam zależy na tym, żeby pokazać, że nasze działania są wspólne, polsko-ukraińskie. W planie mamy festyn z muzyką i jedzeniem polskim i ukraińskim. Marzy nam się też lokal. Gdybyśmy dostały taki na przykład od miasta w dobrze skomunikowanym miejscu, to mamy już plan. Potrzebny jest klub malucha. Dziewczyny pracują, albo mogą podjąć pracę na zmiany, a przedszkola do 16.30…, a w takim miejscu spośród siebie mogłyby wyłonić opiekunki. To są wykształcone kobiety. Nauczycielki, psycholożki... Ale są też masażystki, fryzjerki. Pazury robią. Ale potrzebują miejsca, w którym mogą te usługi świadczyć.

A czy wśród społeczności ukraińskiej wyłonił się już jakiś lider, jakaś grupa osób, które też chcą działać?

BK: Nie wiem, czy lider, ale jest grupa, która raz w tygodniu się spotyka. Oni się zrzeszyli sami, a jak się tam po prostu wprosiłam (śmiech).

Zdaliśmy ten egzamin?

DH: Jako ludzie na pewno!
BK: i to na piątkę z plusem!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto