W Sądzie Rejonowym w Pile rozpoczął się proces trzech mężczyzn oskarżonych o napad na pralnię Sonia przy ul. Mickiewicza w Pile. Czwarty z oskarżonych otrzymał zarzut zacierania śladów i utrudniania postępowania prokuratorskiego. Sprawcom grozi do 12 lat więzienia.
To był brutalny napad. Trzech mężczyzn w kominiarkach na głowie 9 sierpnia ubiegłego roku, tuż przed północą, wkroczyło do budynku przy ul. Mickiewicza w Pile. Nie musieli wyważać drzwi, bo było otwarte boczne wejście. W rękach trzymali atrapy broni palnej.
W środku znajdowało się dwóch pracowników, mężczyzna i kobieta, która w jednym z pomieszczeń składała pranie. To ona pierwsza została zaatakowana. Jeden ze sprawców powalił ją na ziemię i skrępował taśmą ręce. Kazał jej być cicho. Ta jednak krzyczała. Więc taśmą zakleił jej usta.
Podobnie napastnicy postąpili z drugim pracownikiem. Niebawem obu zamknęli w magazynie. Założyli im jeszcze worki na głowy. Potem wyważyli drzwi do pomieszczenia biurowego.
Tu znajdowały się łupy, po które przyszli, przede wszystkim gotówka w kasetce: ponad 39 tysięcy złotych, 560 euro, 300 dolarów. Były też karty bankomatowe i dużo biżuterii, złota obrączka, sygnet, łańcuszek z koziorożcem, bransoletki, a nawet pierścionek z brylantem wart 6,5 tys. zł! Z pomieszczenia wzięli jeszcze nawigację samochodową, notebooka za 5 tysięcy złotych i dwie butelki whisky... W sumie wartość skradzionych rzeczy wyniosła 71 tys. zł.
Spakowali wszystko do samochodów i odjechali. Wtedy dopiero pracownicy włączyli alarm i zadzwonili do właściciela pralni. Policja szybko wpadła na trop złodziei. Dwóch zatrzymała już w sierpniu, kolejnych dwóch we wrześniu i w październiku. Wszyscy trafili do aresztu.
Oskarżeni to mieszkańcy Piły, trzech z nich 44-letni Jacek W., 41-letni Rafał N. i 28-letni Robert S. to recydywiści, mający już na koncie włamania. Maciej K. oskarżony o zacieranie śladów, ukrywał z kolei przedmioty skradzione w pralni w domku letniskowym w Strącznie.
>>> Zobacz też: Piła: ciało w Gwdzie. To nie było samobójstwo
Policji udało się odzyskać tylko część łupów. Oskarżeni nie przyznali się jednak do winy. Ale prokuratura ma mocne dowody, między innymi zapis z monitoringu, na którym widać, jak oskarżeni krępują pracowników. Policja ustaliła też, że zanim dokonali napadu, tuż przed godziną 21 w markecie Nomi kupili czerwone rękawiczki i taśmy, którymi skrępowali pracowników.
Jacek W. z kolei był byłym pracownikiem pralni. Doskonale wiedział, co cennego się w niej znajduje.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?