Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Streetworkerzy z Piły walczą o życie bezdomnych

Agnieszka Kledzik
Streetworkerzy z Piły
Streetworkerzy z Piły Agnieszka Kledzik
Streetworkerzy z Piły, Aleksander Smolarek i Robert Jabłoński ubierają ciepłe kurtki, wygodne buty i wychodzą na ulice w poszukiwaniu bezdomnych. Nakłaniają ich do skorzystania z noclegowni, odwyku, a nawet do zmiany sposobu życia.

Streetworker, czyli pracownik uliczny to nie zawód, to misja. W Pile wykonują ją członkowie Akcji Humanitarnej Życie. Zajmują się pomocą osobom bezdomnym. Często ich praca przypomina zmagania Syzyfa, toczącego głaz na szczyt góry. Mimo to - jak przekonują - warto ubierać na siebie ciepłe ubranie, wygodne buty i na piechotę przemierzać ulice miasta, klatki schodowe, altany śmietnikowe, ogrody działkowe i lasy w poszukiwaniu szałasów i legowisk, gdzie ukrywają się bezdomni.

>>> Kliknij też: Bezdomni z Piły założyli spółdzielnię socjalną

- Byłem w szoku, bo z odległości stu metrów tego obozowiska nie było widać, wszystko miał zorganizowane, było naprawdę czysto. To rozbiło wrażenie. Wiemy o kilku osobach żyjących w lesie - mówi Aleksander Smolarek, streetworker z Akcji Humanitarnej Życie.

W okresie zimowym streetworkerzy z Piły walczą o życie bezdomnych. Wiosną i latem pracują przede wszystkim nad tym, aby zechcieli zmienić swoje przyzwyczajenia.

- Rozmawiamy z nimi i przedstawiamy im inną perspektywę. Często ta rozmowa przypomina rzucenie grochem o ścianę. Na sto osób, może jedna zapragnie zmiany, ale to nie znaczy, że dla tej jednej osoby nie warto się starać - przekonuje Smolarek.

Człowiek zawsze jest najważniejszy

Na ulicę wychodzą w parach. Panowie Aleksander i Robert chodzą razem, czasem wspierają ich dwie panie: Marzena i Gosia. One wychodzą rzadziej, bo też rzadkością są bezdomne kobiety.

- Kobiet żyjących na ulicy jest zdecydowanie mniej, choć bezdomnych kobiet jest sporo. One jednak często mieszkają "kątem u kogoś". Bezdomną kobietę zawsze jakiś mężczyzna przyjmie, one szybciej znajdą zaczepienie - tłumaczy pan Aleksander.

Dlaczego on zdecydował się na tak trudną i czasem beznadziejną pracę?

- Sam kiedyś byłem osobą uzależnioną od alkoholu i gdy na nich patrzę, to zdaję sobie sprawę, że gdyby nie to, że spotkałem Boga na swojej drodze, to też bym żył prawdopodobnie tak jak oni, albo już by mnie nie było wcale - przyznaje szczerze pan Aleksander.

Stąd jego olbrzymie zaangażowanie w pomoc drugiemu człowiekowi. Choć droga do streetworkingu nie była prosta. W Pile mieszka dopiero od niemal pięciu lat. Najpierw pracował jako terapeuta w ośrodku uzależnień w Janowicach Wielkich. Później trafił do Piły, gdzie zajął się pracą terapeutyczną z dziećmi i młodzieżą.

- To druga strona życia, zupełnie inne problemy mają dzieci. Ale niespodziewanie propozycję złożył mi MOPS i tak to się zaczęło - wspomina Aleksander Smolarek.

W pracy towarzyszy mu Robert Jabłoński, który jak sam mówi, trafił tu przez przypadek. Skończył resocjalizację i szukał pracy. Znalazł ją na ulicy.

- Moi znajomi dziwili się, mówili mi: - po co ty chodzisz do tych śmierdzieli, alkoholików?. Odpowiadałem, że warto spróbować o nich walczyć - opowiada Robert Jabłoński. - Oni sami nie wyjdą z lasu, z namiotu. Zawsze się czuje satysfakcję jeśli uda się pomóc. Czasem trzeba używać perswazji, czasem działają prośby, a czasem trzeba pogrozić. Straż miejska z pałkami budzi w nich największy respekt - śmieje się pan Robert.

Wychodzą do bezdomnych, ale też spotykają się z nimi w Akcji Humanitarnej Życie na grupach wsparcia. Dużo z nimi rozmawiają.

- Czasem też telefonicznie, bo większość z nich ma telefony komórkowe, co ciekawe. To taki znak czasu - śmieje się pan Aleksander.

Niestety nie często dają się przekonać do zmiany sposobu i stylu życia.

- Jednego człowieka udało nam się umieścić w ośrodku. Inny, którego wyciągnęliśmy, niestety znów wrócił na ulicę. Można to traktować jako porażkę, ale z drugiej strony, czasem dla jednej takiej osoby warto pracować - mówią zgodnie streetworkerzy.

Skąd się bierze bezdomność?

Najczęściej przyczyną bezdomności jest alkohol. Później z tej przyczyny rozpada się rodzina i następuje bezdomność. Często ich podopieczni sami w dzieciństwie doświadczali braku tych więzi rodzinnych. Braku miłości rodziców do dzieci, brak prawidłowych wzorców i dziecko później to przekłada na własną rodzinę.

- Pracujemy też z młodzieżą i podczas rozmów, czy wypełniania widzimy, jak coraz częściej rodziny przestają pełnić funkcję rodziny. Dom staje się raczej hotelem. Rozpadają się więzy pomiędzy rodzicami, a później także pomiędzy rodzicami, a dziećmi, między rodzeństwem - tłumaczy Aleksander Smolarek.

Wiedzą to, sami bezdomni opowiadają im o swoim życiu, doświadczeniach. Czasem te relacje przemieniają się w coś w rodzaju przyjaźni.

- Lubiłem rozmawiać z panem Henrykiem, on przez 13 lat żył w szałasie w lesie pod Piłą. Nie miał problemu alkoholowego. Przeżył załamanie, wyszedł z domu i już nigdy do niego nie wrócił - wspomina streetworker.

Pan Henryk zmarł wiosną tego roku, tuż przed otrzymaniem pierwszej emerytury. Rok temu zmarł Michał, z którym pan Aleksander lubił toczyć długie rozmowy. Michał miał nieco ponad 40 lat. To są najtrudniejsze ich doświadczenia. Ze śmiercią pogodzić się najtrudniej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak przygotować się do rozmowy o pracę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto