Stokłosa nie wybuduje w Zelgiewie ogromnej fermy kur

Nie będzie fermy kur w Zelgniewie. Przynajmniej na razie. Stowarzyszenie Ekologiczne Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej skutecznie zaskarżyło decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego. SKO wcześniej podtrzymało w mocy pozwolenie wójta Kaczor dopuszczającą taką inwestycję.

- Wystąpiliśmy do sądu w imieniu tych, którzy nie mogli być stroną w tej sprawie - wyjaśnia Irena Sienkiewicz, prezes Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej. - Mieszkańcy Zelgniewa obawiali się smrodu, oraz zanieczyszczenia jeziora, które ma pierwszą klasę czystości. Bali się także zniszczenia dróg przez ciężarówki, które będą dowoziły pasze dla kur, odbierały pomiot oraz same kurczęta - dodaje.

>>> Zobacz też: Marsz pracowników Farmutilu w obronie Henryka Stokłosy

Inwestycja planowana przez holding Farmutil miała obejmować 20 budynków przeznaczonych na hodowlę 70 tysięcy kurcząt.

Inwestycja, poza ekologiami, nie podobała się także Nadleśnictwu Kaczory, bo w dokumentach nie wykazano jaki wpływ na środowisko będzie miała ferma.

Ostatecznie w minionym tygodniu SKO przegrało w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu i musi zwrócić stowarzyszeniu koszty sądowe. Wyrok jest prawomocny.

- To dla nas duży sukces, teraz zastanawiamy się, czy nie złożyć skargi na działalność Samorządowego Kolegium Odwoławczego, bo w ich decyzjach jest bardzo dużo błędów - mówi szefowa stowarzyszenia.

Sąd uznał, że decyzja pilskiego SKO była wydana z "obrażeniem prawa". Instytucja ta nie zweryfikowała dowodów. Nie odniesiono się do tego, że inwestor źle obliczył ilość odchodów kurzych, że nie miał umowy na ich zbycie oraz nie dokonano analizy konfliktu społecznego, choć taki towarzyszył inwestycji od samego początku.

- Nie wiem jeszcze, czy nadal będziemy ubiegać się o budowę fermy w Zelgniewie - mówi Marek Barabasz, rzecznik Farmutilu.